Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 02.pdf/067

Ta strona została przepisana.

— Nie, babciu, mówię prawdę, to moje postanowienie już nieodwołalne.
Księżna podniosła ręce do czoła.
— Jezus Marja! — jęknęła całą piersią.
Waldemar zacisnął zęby, brwi zbiegły mu się w ciasny łuk. Rzekł zmienionym głosem:
— Co babcię tak przeraża? Co to za tragizm niezrozumiały? Doprawdy, gdybym umierał, mniejsza byłaby rozpacz.
— Waldemarze, opamiętaj się, nie rań mi serca! Już widzę, że mówisz prawdę, ale to okrutne! Ty tego nie zrobisz nigdy! nigdy!
Ordynat dumnie podniósł głowę, usta mu drżały.
— Dlaczego?
Księżna, blada jak zjawa, chwyciła go za ramię, oczy płonęły gorączkowo, głos wydobywał się z krtani chrapliwy.
— Zaklinam się, Waldemarze, nie czyń tego! Zastanów się, wspomnij na swój ród, na swe nazwisko. Nie wolno ci deptać bezkarnie starego rodu twych przodków — nie wolno ci!
Waldemar znieruchomiał, stłumił gniew i zaczął mówić ze straszliwym spokojem:
— Dobrze. Ale ja prócz nazwiska, rodu, herbu, i całej tej oprawy mam jeszcze serce i duszę, a te znów posiadają trochę pragnień osobistych, nie rodowych. Dla siebie chcę czegoś, jedynie dla siebie. Nigdy dla swych ram nie chciałem poświęcać uczuć. Moją żoną może zostać tylko ukochana kobieta. Szukałem ją długo i znalazłem w Stefci.
— Ależ pamiętaj, pamiętaj, że twoje babka była z domu księżniczką de Bourbon, spokrewnioną z dworami królów, że twoja matka Podhorecka, córka jednego z najznakomitszych rodów książęcych w kraju!
Ordynat poruszył się niecierpliwie.
— A moją żoną będzie Rudecka, z dobrej szlacheckiej rodziny polskiej, nic więcej — i będę z nią bardzo szczęśliwy, w to wierzę.
— Więc ją aż tak kochasz?
— Kocham sercem, duszą, krwią — wszystkiem, czem mężczyzna może kochać kobietę.
— A ona czy wie o tem?
— Wie odemnie, ja jej to powiedziałem.
— Czy mówiłeś o zamiarach?
— Tak, wyznałem jej wszystko.
Rysy księżnej skrzywiły się przykrym śmiechem.
— I naturalnie zgodziła się uszczęśliwić cię, nie wątpię!
Przeciwnie, odmówiła mi.
Księżna spojrzała na Waldemara ze zdumieniem i, wzruszając ramionami, rzekła oschle:
— Nie rozumiem! Czy się bawisz moim kosztem?
— Ani trochę! Mówię poważnie. Nie chce zostać moją żoną dla przyczyn wymienionych przez babcię, ale kocha mnie, kochała oddawna — i to był główny powód jej wyjazdu. Jest szlachetna i dumna, pragnęła poświęcić własne uczucia, lecz ja nie pozwolę, aby miała być nieszczęśliwą. Zresztą i o moje szczęście idzie.
Księżna siedziała jak martwa. Ręce splotła rozpaczliwie.