Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 02.pdf/080

Ta strona została przepisana.

kto się doń zbliży. Lecz usuńmy truciznę, a przekonamy się, że mur nie jest strasznym i niemożliwym do przekroczenia.
Takie wycieczki są nie dla karmazynów — przerwał książę Franciszek.
— Właśnie o tych naszych karmazynach mówię — rzekł Waldemar.
— My do tamtych sfer nie mamy pretensji. Le jeu ne vaut pas la chandelle.
— Przeciwnie, korzyści byłyby po przekroczeniu sferowego muru.
— Naprzykład jakie?
O! tylko pozbądźmy się tremy, wówczas będziemy mogli rozejrzeć się swobodnie, bez chloroformów, udzielanych nam przez tradycję. Ujrzymy świat, nazywany dziś „trędowatym“, w stanie może lepszym, a napewno moralnie zdrowszym od naszego. Ujrzymy w nim jednostki bardziej rycerskie pod względem etyki i często szlachetniejsze. Wiele z nich zaimponuje nam, nie tytułem i miljonami, nie cudzoziemszczyzną i umiejętnością eleganckiego łajdaczenia się, bo to nasz przywilej — lecz niezaprzeczoną wyższością na punkcie psychologji i humanitarnych, ideowych dążeń. Nasza wyniosłość rodowa, wyrosła na zamierzchłej tradycji, stawia nas na wyższych piedestałach, popychanych w górę przez, miljony i tytuły, rzadziej przez osobiste cenne zalety. Na takim tradycyjnym, uświęconym przez sferę monumencie stoi często osobnik bez wartości, niewytrzymujący porównania z członkiem sfer, społecznie niższych. I niechże tych dwoje ludzi zbliży się z sobą, — daję tylko przykład — poczytanem to zostanie za mezaljans, ale orzeczenie to stosować należy do sfery społecznie niższej, z powodu kultury osobistej, nie tradycyjnej. To nie jest bagatela, to już kwestja, która nasuwa tysiące porównań: — dla nas niepochlebnych.
— Jakobini francuscy takie same głosili zdania — zaśmiał się książę.
— I w antraktach strącali głowy z karków magnackich — dokończył Waldemar. — Ja nie jestem jakobinem, tylko trzeźwym arystokratą.
— Patrzącym przez pryzmat demokracji.
— Nie, mości książę, najwięcej liczę na własny wzrok i robię bajeczne odkrycia.
Książę umilkł. Ordynat mówił dalej:
— Co jest jeszcze ważnym czynnikiem sferowym, broniącym odstępstwa od jej zasad, to parantela. Skoro twój dziad i pradziad żenił się w domach magnackich, i ty powinieneś pójść ich śladem — oto nasza śpiewka. Nie wystarcza nam samo nazwisko narzeczonej, choćby najświetniejsze; my szukamy dalej, wygrzebujemy z grobów jej pradziadków i starannie sprawdzamy ich herby i tytuły. Jeśli błyszczą jaskrawo, umieszczamy ich portrety w naszych zamkach, na miejscach najwidoczniejszych, choćby nie byli warci wspomnienia. Jeśli są skromniejsi, wieszamy ich gdzieś na uboczu, mówiąc z lekceważeniem: „Jakiś tam daleki krewny“. Ja na to nigdy się nie zgodzę, u mnie zwykły człowiek prawy i bez skazy więcej wzbudzi szacunku od pysznego hetmana czy wojewody, który często całą swą wartość nosi w purpurze i klejnotach. To są moje poglądy na sferę