Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 02.pdf/134

Ta strona została przepisana.

Od księżnej Krysty Michorowski pojechał wprost do narzeczonej. Stefcia wiedziała o tych odwiedzinach, gdyż Waldemar uświadomi ją o dawnych stosunkach kawalerskich. Dla księżnej Turyńskiej miała sympatję i pewne współczucie.
Gdy rozeszła się wieść po salonach, że księżna wyjechała de Hiszpanji, towarzystwa, żądne wrażeń, darować jej nie mogły tej niesłychanej uległości.
Księżna zrobiła przykry zawód głównie paniom, zamykając drzwi do oczekiwanego przybytku plotek.




XXIV.

Pewnego wieczora przed gmach opery zajechała pomiędzy innemi kareta ordynata. Wysiadła księżna Podhorecka, pan Maciej, Stefcia i panna Rita. Ordynat z Trestką przyjechali najpierw. Stefcia otulona w białym płaszczu, ledwo była widoczną z obsłon gazowego kapturka.
Gdy weszli do własnej loży ordynata, w sali panował mrok. Za chwilę miano podnieść zasłonę. Stefcia siedziała w środku pomiędzy księżną i panną Ritą, za niemi pan Maciej, ordynat i Trestka. Orkiestra kończyła grać uwerturę.
W przyćmionej sali ciszę mąciły szmery sukien kobiecych i szepty rozmów.
Zasłona podniosła się. Grano polską operę „Hrabina“.
Stefci serce biło mocno, trochę niespokojnie. W półmroku ujrzała naprzeciw Barską z ojcem i z jej damą do towarzystwa. Za hrabianką siedział Zaniecki. Wszystkie loże przepełniała arystokracja. Był-że to przypadek, czy też Waldemar umyślnie wybrał dzisiejsze przedstawienie? Stefcia odgadła, że musiało tak być, bo Waldemar ze szczególną starannością oglądał ją, gdy wyszła ze swego pokoju, ubrana do teatru. Miała suknię z białej gazy, wdzięcznie przybraną złotą tasiemką. We włosach złota przepaska. Przy gorsie pęk fijołków z seledynową trawą, zresztą żadnych klejnotów. Waldemar obejrzał ją i uśmiechnął się radośnie: wyglądała prześlicznie. Wręczył jej wielką wiązankę storczyków, sam otulał w płaszcz i w kapturek. Z pewnością wiedział o zebraniu arystokracji w teatrze. Czy to źle, czy dobrze? Stefcia czuła się roztargnioną. Słuchała śpiewu Broni, patrząc na grających artystów, jakby sennie.
Waldemar to zauważył.
Pochylił się do niej i szepnął:
— Jesteś niespokojna. Czy mogę wiedzieć powód?
Odchyliła głowę i rzekła cicho:
— Niech pan patrzy — wszystkie loże przepełnione.
— Widzę, arystokracja przelewa brzegi. Ale cóż nas to obchodzi?
Stefcia spuściła oczy.
— Czy to cię dręczy?
— Tak — odrzekła szczerze. Nie umiała przed nim niczego ukrywać.
Waldemar wziął jej rękę.
— Czego się niepokisz? Umyślnie chciałem, aby cię zobaczyli razem ze mną. Wiecznie starasz się ukrywać. To niepodobieństwo! Za dwa miesiące nasz ślub. Powinni cię widywać częściej. Jesteś