Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 02.pdf/145

Ta strona została przepisana.

— Niech się stanie — odrzekła cicho.
Trestka ucałował jej ręce.
A polonez, rozbrzmiewając w przyćmionej sali, budził pragnienia, rozdmuchiwał namiętności, w dusze kładł dobroć, oczy krasił uczuciem, czasem łzami.
Potężnie płynął.
Zabierał wszystkich na fale, jak niewolników.
Rozbrajał, łagodził, rozmarzał...
Nagle cisza! Ostatni ton wyfrunął z orkiestry i nastało głuche milczenie.
Jakby po przelocie aniołów o szumiących piórach ludzie wpadli w zachwyt.
Wtem na górze, wysoko, niby pierwszy lekki odgłos gromu, ozwało się klaśnięcie. Pobudka! i teatr zahuczał. Zapał, entuzjazm. Wszystkie wrażenia skupiły się w oklaskach. W ogłuszającej wrzawie znajdowały ujście podniecone zmysły.
Panie, wychylając się z lóż, klaskały w dłonie. W krzesłach i amfiteatrze rozbrzmiewał huk, jakby wzburzonego morza.
Górne sfery, uniesione szałem, ryczały:
— Brawo! Bis! bis!
Ale inni zaczęli sykać. Wielkie wrażenie powtórzenia nie znosi. Trudno wywołać uczucia ponownie w tej samej mocy. Powtórzenie często psuje pierwszy efekt.
— Dosyć! dosyć! — wołali wykwintniejsi miłośnicy muzyki.
Zasłona podniosła się.
Wszyscy, jak po odurzeniu narkotycznem, powracali do trzeźwości. Jowialny dowcip chorążego na scenie dokonał reszty. Jego śpiew myśliwski nastroił junacko wielu ze słuchaczy, scena z zieleniaczkiem ubawiła.
Panna Rita spytała cicho Trestkę:
— Co zaszło z ordynatem?. Był wzburzony.
— Awantura z Barskim.
— Gdzie?
— W fiumuarze.
Stefcia usłyszała. Zbladła silnie. Ponieważ Waldemar coś mówił do księżnej, więc pochyliła się do Trestki.
— Co pan powiedział? — szepnęła z lękiem. Oczy miała prawie czarne z przerażenia.
— Niech pani będzie spokojna! Mała nieprzyjemność. Barski poskromiony — odszepnął Trestka z miną wielce lekceważącą.
— Pan mówi prawdę?
— Ależ jak Boga kocham!
Stefcia cofnęła się. Nie była jednak uspokojoną. Przeczuwała że zajście pomiędzy ordynatem a Barskim wynikło z jej powodu. Miała niemal pewność, że tak jest. W loży Barskich siedziała tylko hrabianka ze swą damą do towarzystwa i Zanieckim. Hrabia widocznie wyjechał z teatru.
— Co zaszło i czy tak zawsze będzie? — pytała siebie Stefcia z ściśniętem sercem.
Panna Rita również niespokojna, patrząc na Trestkę, nieznacznie dotknęła ręką skroni.
Trestka zrozumiał: pytała go o pojedynek.