Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 02.pdf/167

Ta strona została przepisana.

Jeden za wszystkich.
Anonim.
Stefcia ścisnęła dłońmi skronie, zagryzła usta i zaczęła czytać z mocno bijącem sercem:
„Łaskawa pani! Niesłychanie zdziwieni jesteśmy, że pani, pomimo tylokrotnych ostrzegań, decyduje się zostać żoną ordynata Michorowskiego. Pomijamy egoizm, który pozwala pani na ten krok zbyt śmiały. Dla własnych butnych dążeń, dla zadowolenia wygórowanych ambicji, nie waha się pani unieszczęśliwić ordynata. Pod wszelkimi pozorami szczęścia, ordynat stanie się człowiekiem zdruzgotanym. Zabierze mu pani swobodę, zmniejszy do minimum jego stanowisko społeczne, bo w kursie światowym straci on swój blask. Ordynat nie rozumie, na co się naraża, za wielką czyni ofiarę dla powetowania przerwanej miłostki swego dziada. Z takiemi skandalikami ani pan Maciej Michorowski, ani obecny ordynat nie liczyli się nigdy. Ordynat jest zaślepiony, uroda pani podnieca go, nie mógł pani zdobyć na kochankę, więc zdobywa w ten sposób, nie rachując się z następstwami. Przyjdzie czas opamiętania i wtedy przeklnie chwilę, w której zgodził się na ten krok szalony. Sfera mści się za naruszenie jej praw. Nie wolno targać się na jej tradycję, uświęconą przez wieki! Kto z nią walczy, poniesie porażkę! Niech pani nie liczy na uprzejmość naszą dla niej, jako ordynatowej. Ce resemble un peu mai!... Pierwsze miesiące będziecie wystarczali sobie — zwykły szał du mois de miel! — ale gdy upojenie ordynata minie, prędko zrozumie, że wpadł w pułapkę. Jeśliby chciał bezczelnie wprowadzić panią w nasze sfery, proszę być pewną, że my jej nie przyjmiemy! Na gruncie neutralnym spotykaliśmy się, i to było możliwe, ale bliższe stosunki łączyć nas nie mogą. Ordynat przekona się o tem zapóźno! Jego dzisiejszą energję złamie fakt, który da mu wcałej pełni odczuć popełniony absurd. A wówczas i pani położenie będzie smutne. Pani dla arystokracji jest i pozostanie trędowatą, pomimo swej piękności. Ostrzegamy ostatni raz. Jeden za wszystkich“.
Stefcia wyprostowała się.
Ciężary waliły jej w mózg, gorąco i dreszcze przebiegały jej członki. List włożyła do koperty, zmięłła gorączkowo, wsuwając go do biurka, prawie machinalnie. Przeciągnęła ręką po czole. Dłoń była zupełnie mokra. Zaczęło jej mącić się w oczach, poczuła lekkie mdłości, w głowie huczały gromy.
Podeszła chwiejnie do okna i mętnym wzrokiem popatrzała na ukwiecony ogród.
— Trędowata! — szepnęła z bólem.
Nagle zaczęła się śmiać, strasznie śmiać. Głuchy jęk i śmiech razem wybuchał z jej piersi.
— Oni kłamią! kłamią! — wołała, zanosząc się od śmiechu oni się go boją, oni jemu ustąpić muszą! muszą! — on nie dopuści — on ich zmoże — boją się go! boją! Och! — och!...
Usiadła na łóżku, uspokoiła się i umilkła. Twarz jej poczęła się krzywić kurczowo, jak u dzieci przed płaczem; oczy zupełnie mętne, nieprzytomne, utkwiła w dużej fotografji narzeczonego, stojącej na biurku wśród kwiatów, i szeptała coraz ciszej, pieściwym głosem: