Strona:PL Moj stosunek do kosciola.djvu/021

Ta strona została uwierzytelniona.

posiadają łatwo zapalającą się wyobraźnię“. („J. Baudouin de Courtenay. Ze zjazdu autonomistów czyli przedstawicieli narodowości nie-rosyjskich”. Kraków. 1906. Odbitka z „Krytyki”. Str. 24 — 25).
Ale ten mój „antysemityzm” dziecięcy był bardzo niewinny i nie miał w sobie ani cienia pogromowości. Moje najbliższe otoczenie było również wolne od uczuć antysemityzmu napastniczego i tępicielskiego. W związku z prawdziwą religijnością nakaz „miłości bliźniego” przeważał nad fanatyzmem wojowniczym. Patrzyliśmy nietylko na Żydów, ale wogóle na wszelkie inne zrzeszenia innowiercze z poczuciem wyższości katolickiej i, co najwyżej, litowaliśmy się i ubolewaliśmy nad „poganami” i „heretykami” z powodu, że, nie uznając władzy i nieomylności papieża, skazują siebie na wieczne potępienie. I wogóle w ówczesnem społeczeństwie polskiem nie było jeszcze tego wściekłego, fanatycznego i geszefciarskiego antysemityzmu, który, w związku z potężniejącym syjonizmem i szowinizmem żydowskim, zatruł pod koniec XIX i na początku XX wieku atmosferę społeczną i uniemożliwił znośne, spokojne współżycie różnych „ras” i różnych wyznań.
Również mój „nacjonalizm“ dziecięcy nie miał w sobie cech fanatyzmu i nienawiści bezwzględnej. Byłem wprawdzie gorącym patryjotą polskim, marzyłem o niepodległości Polski i o wskrzeszeniu państwa polskiego, uważałem „Niemców” i „Moskali“ za wrogów Polski, pragnąłem wypędzenia ich z ziem polskich w granicach przedrozbiorowych z dodaniem do nich reszty ziem, zamieszkałych częściowo przez Polaków; snułem senne obrazy wielkiej Polski od morza do morza i od Odry do Dniepru, w połączeniu z przyległemi krajami „słowiańskiemi“, ale nieubłaganej nienawiści do „wrogów” nigdy w sercu nie żywiłem. Wogóle zdaje mi się, że uczucie nienawiści jest mi obce; mogę je sobie wyobrazić, ale nie mogę go odczuwać.
W dziedzinie życia religijnego wierzyłem bezwzględnie w t. zw. „Objawienie”, nie zastanawiając się nad tem, skąd ono pochodzi. Przecież „objawienie” przechodzi drogą tradycji od człowieka do człowieka, i tylko od człowieka do człowieka. Cofając się jak najdalej wstecz, nikt nie potrafi wskazać wybrańca i szczęśliwca (oczywiście płci męskiej), które-