bezwyznaniowej p. Irenie Stróżeckiej, pomimo że zdała wszystkie egzaminy z wyjątkiem egzaminu z religji, wydania świadectwa dojrzałości nietylko przez Min. W. R. i O. P., ale także przez Najwyższy Trybunał Administracyjny(!!), uważam za szkodliwe dla państwa, dla społeczeństwa i dla samego Kościoła (p. mój artykuł „Śladami Rosji carskiej“. „Życie Wolne“ 1927, Nr. 2, str. 9—10), za wszystkie powyżej przytoczone wyjątki z moich broszur i artykułów, jednem słowem za wszelkie podobne oświadczenia i wystąpienia publiczne „przeciw Kościołowi“, jako za zuchwałe objawy krnąbrności i nieposłuszeństwa zwierzchności kościelnej, Kościół Święty, matka nasza, powinien był sam wyrzucić mię ze swego łona.
O ile Kościół dba o swoją godność, o czystość swego zespołu, o ile jest uczciwy, powinien sam usuwać obłudników i zdrajców, a zatrzymywać w swem łonie tylko prawdziwie wierzących i wiernych. Powinno mu chodzić nie o liczbę rzekomych wyznawców, ale o czystość wiary szczerych i nieobłudnych zwolenników. Inaczej grozi mu martwota, zgnilizna, rozkład i upadek.
Nie jestem nietylko katolikiem, nietylko wogóle chrześcijaninem, nietylko jakimkolwiekbądź wyznaniowcem, nietylko człowiekiem osobiście religijnym, ale wogóle stoję poza wszelkiem wyznaniem, poza wszelką religją, czy to stadową, zbiorową, czy też jednostkową, indywidualną, a to zarówno ze strony zewnętrznej, powierzchownej, jako też ze strony wewnętrznej, ze strony uczuć, myśli i przekonań.
Ze strony zewnętrznej nie jestem praktykantem wyznaniowym i nigdy, ze względu na „opinję publiczną“ i dla zyskania sobie łaski zwierzchników, nie udawałem praktykanta. Po ostatniej w życiu spowiedzi nigdy nie odmawiałem żad-