Czy Ojciec, kochający naprawdę swoje dzieci, a będący zarazem Wszechmocnym, mógłby je skazywać na wzajemną nienawiść, na wzajemne tępienie się i prześladowanie, na popełnianie wszelakich zbrodni pojedynczych i zbiorowych, na prowadzenie wojen, na orgje rewolucji i t. d. i t. d.? Czy Ojciec kochający a wszechmocny nie urządziłby swym umiłowanym życia w sposób, uniemożliwiający wszelkie cierpienia, wszelką nędzę i zbrodnię?
Czy Ojciec, kochający swoje córki, będąc wszechmocnym, mógłby skazywać je na hańbę prostytucji?
Czy Ojciec wszechmocny, mający choćby ździebełko miłości ku swym dzieciom, będącym rodzicami na ziemi, mógłby te swoje umiłowane dzieci pogrążać w bezbrzeżnej rozpaczy po stracie ich dzieci, duszonych w sposób równie bezmyślny, jak okrutny?
Oczywiście takie pytania można stawiać, jedynie przyjmując sprawiedliwość we Wszechświecie i wmawiając ją w Boga osobistego, stworzonego na obraz i podobieństwo ludzkie. Stają się zaś one całkiem bezprzedmiotowemi, jeżeli staniemy na stanowisku, że sprawiedliwość jest wytworem ludzkim i że niema podstawy do szukania jej we wszechświecie, niewspółmiernym z psychiką ludzką, we wszechświecie, którym „rządzą“ „ściśle określone“ „prawa“, ale nigdy ani „sprawiedliwość“, ani „litość“, ani „miłosierdzie“.
Wspaniałą ilustracją „miłości“ Ojca niebieskiego do jego ziemskich dzieci są wiwisekcje, urządzane przezeń nad biblijnym Hiobem, coś w rodzaju wiwisekcji, o której z dumą opowiadał mi fizjolog i patolog rosyjski, Wiktor Wasiljewicz Paszutin, profesor uniwersytetu Kazańskiego, a następnie profesor i naczelnik (rektor) Akademji medyko-chirurgicznej w Petersburgu. „Chciał zbadać eksperymentalnie duszę psa. Nabył więc psa, obłaskawił go; pies się do niego przywiązał i lizał mu ręce. Wtedy Paszutin oblał psa ukropem. Z psa zlazła skóra, ale pies lizał ręce swego oprawcy. Wtedy Paszutin po raz drugi oblał psa ukropem. Można sobie wystawić jego (psa, a nie Paszutina) męczarnie. A pomimo to nie przestawał lizać ręki kapłana nauki. Jeszcze raz oblano psa ukropem, ale tu już nie wytrzymał i wyzionął ducha. Dopóki jednak żył, lizał rękę swego pana. Był „do zgonu wierny jak sobaka“. A może rozumiał, że cierpi i poświęca
Strona:PL Moj stosunek do kosciola.djvu/045
Ta strona została uwierzytelniona.