Modląc się, czy to pojedynczo, czy też zbiorowo, czy to w domu na osobności, czy też w świątyniach, czy to na pamięć, czy też z książek do nabożeństwa, klepiąc różańce, godzinki, nowenny, litanje, pacierze za pokutę, uprawiając żebraninę w stosunku do Boga, pochlebiając mu, wmawiając w niego litość i miłość do „dzieci“, traktujemy tego Boga jak sobie równego, obarczonego wadami i ułomnościami ludzkiemi. Tak też być powinno, bo Bóg osobowy, stworzony na obraz i podobieństwo człowieka, może się wprawdzie różnić od człowieka ilościowo, ale nigdy jakościowo. Bóg-człowiek jest wrażliwy na pochlebstwa, ma oczy i uszy, lubuje się widokiem tłumów modlących się, ustępuje natrętnym i wrzaskliwym prośbom zbiorowym, jednem słowem przypomina łaskawego władcę ziemskiego, monarchę lub wpływowego dygnitarza.
Opanowanemu żądzą sławy nie wystarczają chóru dwunogich chwalców na ziemi; dodaje do nich chóry anielskie i archanielskie z rozmaitemi „szarżami“ oficerskiemi i jeneralskiemi. Chwalcie Pana, zastępy.
Na wzór Sykstyńskiej kapelli papieskiej w przybytku Boga na niebiesiech rozbrzmiewają dźwięczne głosy aniołków, aniołów i archaniołów.
Ja ze swej strony uważam to za obmawianie Boga, za oszczerstwo. Nie wierzę w próżność Istoty Najwyższej, w jej kabotynizm, w jej żądzę sławy u robaków ziemskich i wybrańców niebieskich.
Dotychczas dla prawdziwie wierzących ksiądz, jako spadkobierca znachora, jest ostateczną wyrocznią w sprawach hygjeny, w sprawach pożywienia, w sprawach życia osobistego i społecznego. To uznawanie uniwersalności kapłańskiej i uprawnienia kapłanów do wyrokowania we wszelkich kwestjach spornych pochodzi z epoki niezróżniczkowania specjalności, z epoki spełniania wszelkich funkcji społecznych przez jedną i tę samą osobę. Z dzisiejszym poglądem na ustrój społeczeństwa nie da się to w żaden sposób pogodzić.
W stosunku do Boga ksiądz jest obdarzony niesłychaną