Jeżeli ojciec panny jest dzikim człowiekiém,
Nabiwszy sobie głowę Tartuffem jak ćwiekiém,
Chce teraz cofać słowo i kręcić zaczyna,
To na kochanka panny ztąd ma spadać wina?
Jeśli tamtym zbyt głośno wzgardzić się ośmielę,
Dowiodę, że mam w sercu miłości za wiele
Dla Walerego, że on jeden tam się mieści;
A gdzie powinność córki, a gdzie wstyd niewieści?
Chcesz by wiedzieli wszyscy... bo świat się nie nagnie...
Nie, ja nic nie chcę. Widzę, że panienka pragnie
Należeć do Tartuffa i po mojéj stronie,
Błąd wielki, że od tego związku pannę bronię.
Co ja mam za interes zwalczać twoje chęci,
To jest wyborna partya, słusznie pannę nęci.
Pan Tartuffe! ho, ho! cóż to, biorąc rzecz inaczéj,
Pewno pan Tartuffe także dużo w świecie znaczy.
Ludzie go cenią, jego przyjaźnią się szczycą,
To wielkie szczęście zostać jego połowicą.
Nie ma czém tak wycierać ust, jego osoba
Znakomita, jest szlachcic, przytem się podoba,
Bo ma uszy czerwone, cerę téż czerwoną
I szczęśliwą zostaniesz, będąc jego żoną.
Mój Boże!
Próżno mówić język się wytęża,
Jaki los świetny dostać tak pięknego męża!
Ulituj się nademną i skończ już te żarty,
Aby wynaleźć środek, mów w sposób otwarty.
Wszystko zrobię co każesz, by zerwać ten związek.
Nie! posłuszeństwo ojcu córki obowiązek,
Choćby ci dał za męża małpę, nie człowieka,
Czego się panna skarży? świetny los cię czeka.
Do miasta, zkąd pochodzi, w nowym koczobryku
Pojedziecie z nim razem; tam znajdziesz bez liku
Wujów, kuzynów jego, a co pójdzie za tém,
Wkrótce poznasz się w mieście z całym wielkim światem;