Nie każ mi żyć z człowiekiem, którego nie znoszę,
I jeśli postanowić nie możesz inaczéj,
Nie chciéj rzucać przynajmniéj mnie na łup rozpaczy.
Odważnie moje serce, trzymajmy się stale.
Twoja dobroć dla niego nie martwi mnie wcale;
Oddaj mu twój majątek, swą spuściznę całą,
Oddaj mój, jeśli tego będzie mu za mało,
Zgadzam się na to chętnie, ale w zamian przecie,
Gdy mu wszystko oddajesz, ocal twoje dziecię
I pozwól, bym w klasztornéj przepędziła celi
Resztę dni, których niebo jeszcze mi udzieli.
Otóż to, zakonnica wylazła na prędce,
Kiedy ojciec w miłosnéj przeszkadza jéj chętce.
Powstań. Wstręt twój i upór zwyciężyć potrzeba,
A umartwienie zmysłów — zasługa dla nieba.
By zaskarbić te łaski masz sposób gotowy
I proszę nie zawracać mi już więcéj głowy.
Jakto? lecz...
Niech cię znowu nie trapi chęć pusta,
Gadaj z równymi sobie, tu zaknebluj usta.
Jeślibyś mojéj rady chciał wysłuchać przecie...
Mój bracie, twoje rady są najlepsze w świecie,
Jestem dla nich z szacunkiém, cenię je i chwalę,
Lecz daruj, ale spełnić ich nie myślę wcale.
Widząc to, co ja widzę, już nie wiem prawdziwie
Co mówić, zaślepieniu twojemu się dziwię
Tylko. Jakież cię wpływy oplotły złowieszcze,
Gdy po dzisiéjszym czynie nie wierzysz nam jeszcze?
Dziękuję, ale prostych pozorów w tém wina;
Ja wiem jaką ty słabość masz dla mego syna,
Tego łotra; przez niego ta historya cała
Ułożona, a tyś jéj zaprzeczyć nie chciała,
By biednego człowieka zgubić przez te baśnie.
Ale twoja spokojność zdradziła cię właśnie.