Witam pana. Niech niebo twoich wrogów skruszy,
A panu niech tak sprzyja, jak ja pragnę z duszy.
Ten wstęp naszéj rozmowy dość się dobrze składa
I pojednawcze chęci zda się zapowiada.
Pański dom cały również w sercu noszę długo,
Bo ja ojca pańskiego jeszcze byłem sługą.
Daruj pan, lecz doprawdy serce mi się ściska,
Żem nie znał pana dotąd i nie wiem nazwiska.
Moje nazwisko Loyal, z Normandyi ród wiodę,
Jestem woźnym od rózgi na zawistnych szkodę;
Od lat czterdziestu urząd ten w mim ręku kwitnie,
Spełniam go z woli nieba ze wszech miar zaszczytnie
I przychodzę tu właśnie z urzędu i stanu
Mojego, pewien nakaz zapowiedziéć panu.
Jakto! pan tu...
Nie unoś się, łaskawy panie,
To tylko prosty nakaz, zwyczajne wezwanie:
Abyś ten dom opuścił wraz z domownikami,
Bodziną, służąeemi, wyniósł się z meblami
Bez zwłoki, by właściciel mógł go zająć prawy.
Mam ztąd wyjść, wynosić się!
Jeśli pan łaskawy.
Dom ten, jak pan wiész zresztą, właściciela zmienia,
Zacny pan Tartuffe jest nim dziś bez zaprzeczenia,
Jak i całych dóbr pańskich; a to w tym sposobie,
Jak opiewa umowa, którą mam przy sobie.
Jéj forma już wyłącza nawet myśl o sporze.
To zuchwalstwo, z jakiém nic zrównać się nie może.
Ja z panem nie mam sprawy.
A zaś pana cenię,
Bo rozum i łagodne ma usposobienie;.