Waszemi wymysłami wzruszać się nie myślę,
Bo ja mój obowiązek tylko spełniam ściśle.
Za to téż pana sława i nagroda czeka,
Prawdziwie to zajęcie zacnego człowieka.
Tak, to zajęcie w którém jest sława nie mała,
Gdy pochodzi z téj ręki, która mi je dała.
Gdzież u ciebie wdzięczności tak sławiona cnota?
Wszak ja cię własną ręką wyciągnąłem z błota.
Wyznaję, dałeś mi pan dowody zajęcia,
Lecz pierwszym obowiązkiém jest służba dla księcia;
Ten święty obowiązek wszystko we mnie głuszy,
Jego poczucie wdzięczność niszczy w mojéj duszy.
Jabym wszystko poświęcił dla niego w potrzebie,
Przyjaciół, żonę, krewnych, a nawet i siebie.
Kłamca!
Nikczemnych ludzi w tém zręczność prawdziwa,
Płaszczem świetnych pozorów podłość się okrywa.
Lecz jeśli taką wielką ma być pańska cnota
I tak szczytna gorliwość teraz panem miota,
Czemużeś nie używał ich w księcia obronie,
Póki Orgon nie podszedł cię przy swojéj żonie?
I dotąd denuncjacyi nie zaniosłeś komu,
Póki cię w oburzeniu nie wypędził z domu?
A jeszcze jednej strony chcę dotknąć w téj sprawie;
Wszak darowiznę jego przyjąłeś łaskawie,
Wiedziałeś już o winie i pragnąłeś kary,
Dlaczegóż od przestępcy przyjmowałeś dary?
Próżnymi mnie krzykami tutaj niepokoją,
Skróć pan to i powinność chciéj wypełnić swoją.
Czekałem, aż wyznanie od pana odbiorę,
Teraz już dalsza zwłoka byłaby nie w porę;
Więc ażeby wypełnić rozkazy, mój panie,
Pójdź ze mną do więzienia, gdzie znajdziesz mieszkanie.