rozrywkę? Wszak, dla zachowania pozorów [1], nie chciałaś pozwolić aby się to odbyło w twoim, ani też w moim domu.
Dorymena. Ale tego nie uwzględniasz, że dowody czułości, jakich doznaję od ciebie niemal codzień, wkładają na mnie z każdym dniem coraz to większe zobowiązania. Daremnie próbuję się bronić; twoja wytrwałość, choć, napozór, słodka i uległa, wyczerpuje mój opór, i sprawia iż powoli uzyskujesz wszystko czego zapragniesz. Zaczęło się od częstych wizyt, potem przyszły oświadczenia, po nich serenady i zabawy, wreszcie podarki. Opierałam się długo, ale pan niczem się nie zrażasz, i piędź po piędzi umiesz zdobywać grunt mej przychylności. Co do mnie, za nic już ręczyć dziś nie mogę; zaczynam wierzyć, iż wkońcu uda ci cię doprowadzić mnie do małżeństwa, od którego byłam zrazu tak daleka.
Dorant. Na honor, pani, już dawno powinno było się na tem skończyć. Jesteś wdową [2], zależysz tylko od siebie; ja również jestem wolny i kocham panią nad życie: cóż stoi na przeszkodzie, abyś dziś jeszcze uczyniła mnie najszczęśliwszym z ludzi?
Dorymena. Mój Boże! Dorancie, wiele trzeba przymiotów z obu stron, aby żyć razem szczęśliwie. Wszak dwojgu najrozsądniejszych nawet istot nie zawsze się udaje stworzyć związek, z któregoby później były zadowolone.
- ↑ Wszak dla zachowania pozorów... Figura Doranta rysuje się coraz wyraźniej: okazuje się, że filut ten umiał wmówić w Dorymenę, że wszystkie hojności i splendory; jakie roztaczał dla niej pan Jourdain, pochodzą od niego samego.
- ↑ Jesteś wdową... Wedle konwencyj obyczajowych ówczesnego teatru, każde uczucie, choćby miało nawet wyraźny charakter miłostki, zmierza jakoby do małżeństwa. Zresztą, być może, że ta Dorymena jest zamożną wdową, o której rękę zabiega się wyraźny golec Dorant na koszt p. Jourdain.