Pan Jourdain. Niech się pani trochę cofnie, abym mógł trzeci raz...
Dorant. Tak, pani, pan Jourdain zna się na formach.
Pan Jourdain. Pani, jest to dla mnie niezmierną chwałą ujrzeć się dość szczęśliwym, aby dostąpić tej radości spotkania się z tem szczęściem, iż jesteś tak łaskawą uszczęśliwić mnie tą łaską, aby mi uczynić zaszczyt zaszczycenia mnie dobrodziejstwem swej obecności, i gdyby jeszcze skromne me zalety zalecić mnie mogły w oczach osoby tak wysokich zalet i gdyby niebo... zazdrosne o me szczęście... chciało mnie obdarzyć... szczęściem ujrzenia się godnym... tych...
Dorant. Ależ dosyć już [1], kochany panie Jourdain. Pani markiza nie lubi długich ceremonij, a wie dobrze, że panu na dowcipie nie zbywa. (Pocichu do Dorymeny) Jak pani widzi, dosyć sobie pocieszna figura; ot, łyczek [2].
Dorymena pocichu do Doranta. Nie trudno to spostrzec.
Dorant. Pani, przedstawiam pani mego najlepszego przyjaciela.
Pan Jourdain. Zbytek zaszczytu, doprawdy, panie hrabio.
Dorant. Człowieka wykwintnego w każdym calu.
Dorymena. Mam dla niego wiele szacunku.
- ↑ Dosyć już... Dorant ma tutaj bardzo trudną sytuację. Z jednej strony chodzi mu o to, aby Dorymena nie dowiedziała się, że to p. Jourdain daje podarki: przedstawił przed nią pana Jourdain jako człowieka, który pożyczył mu mieszkania na wydanie uczty. Z drugiej strony, chodzi mu o to, aby p. Jourdain nie spostrzegł się, iż Dorymena uważa go jedynie za takiego. Jako wytrawny światowiec, Dorant daje sobie radę, ale kłopotu ma z tem sporo: przedewszystkiem czuwa, aby p. Jourdain nie gadał zbyt dużo.
- ↑ Łyczek... Łyk, staropolski wzgardliwy termin na oznaczenie mieszczanina.