moje drogie serce. Ktoby to powiedział? Człowiek głupieje doprawdy.
Covielle. Słowem, aby się wywiązać z poselstwa, donoszę panu, iż on ma zamiar prosić pana o rękę córki; pragnąc zaś mieć teścia, któryby był godnym jego powinowactwa, chce pana zamianować mamamuszi [1], co stanowi jedną z najwyższych godności w jego kraju.
Pan Jourdain. Mamamuszi?
Covielle. Tak, mamamuszi, to znaczy po naszemu wojewoda. Wojewoda, to jeden z owych dawnych... słowem, wojewoda. Nie może być nic dostojniejszego w świecie; godność ta zrówna cię, co do stanowiska, z największymi panami w kraju.
Pan Jourdain. Syn sułtana tureckiego wyświadcza mi prawdziwy zaszczyt. Proszę, chciej mnie zaprowadzić do niego, abym mógł wyrazić mu podziękę.
Covielle. Jakto! ależ on sam przybędzie tu za chwilę.
Pan Jourdain. On sam przybędzie?...
Covielle. Tak; i prowadzi z sobą wszystko co jest potrzebne do ceremonji pańskiego mianowania.
Pan Jourdain. Ależ to szybko idzie!
Covielle. Miłość jego nie chce słyszeć o najmniejszej odwłoce.
Pan Jourdain. Jedno tylko mnie niepokoi, to że moja córka, bardzo uparta dziewczyna, nabiła sobie głowę niejakim Kleontem i przysięgła, że nie pójdzie za nikogo innego.
Covielle. Odmieni zdanie, skoro zobaczy syna i sułtana tureckiego. Przytem, zachodzi tu doprawdy dz wny zbieg okoliczności: mianowicie, syn sułtana podobny jest do tego Kleonta [2] jak dwie krople wody. Przed