Mieszczaństwo i szlachta.
Omawiając Mizantropa [1], zauważyłem, do jakiego stopnia genjusz Moliera jest bezstronny w odniesieniu do zjawisk życia, i na jakie manowce sprowadza chęć zamknięcia go w jakiejś szufladce. Aby pokazać niebezpieczeństwo, jakiem grozi taka chęć uogólnień i upraszczań, nawet u najtęższych krytyków, wystarczy przytoczyć parę różnych zdań o stosunku Moliera do szlachty i mieszczaństwa. »Zachowuje całą tkliwość dla szlachty, jest nielitościwy dla mieszczaństwa«, powiada Sarcey. »Molier — powiadają znowuż bracia Goncourt — jest wielkiem wydarzeniem dla mieszczaństwa, uroczystą deklaracją duszy Trzeciego Stanu... Corneille jest ostatnim heroldem szlachty, Molier pierwszym poetą mieszczan«. I jedno i drugie można dojrzeć w tem zwierciedle, które odbija pełnię życia. Molier, kreśląc typ wielkiego pana, odważa się zrobić ze swego Don Juana cynika, łotra bez czci i wiary; ale nie przyjdzie mu do głowy odjąć mu to, co jest znamienną cechą typu: odwagę, brawurę i wdzięk. Mamy, wśród jego szlachty, całą galerję figur najróżniejszego autoramentu: od światłego i dzielnego człowieka, do błazna, pasorzyta i trutnia; mamy Klitandra (Uczone białogłowy), Alcesta (Mizantrop), Doranta (Krytyka Szkoły żon); mamy, z drugiej strony, całą galerję »markizów«, mamy pp. de Sotenville (Grzegorz Dandin) i hrabinę d’Escarbagnas, nie ustępującą w głupocie, śmieszności i snobizmie samemu panu Jourdain. P. Jour
- ↑ Bibljoteka Narodowa serja II, Nr. 2.