NAUCZYCIEL FILOZOFJI. Wargi wyciągają się tak, jakgdybyś się pan przedrzeźniał: stąd pochodzi, że, gdybyś chciał krzywić się komuś i zadrwić sobie z niego, nie mógłbyś pan powiedzieć nic innego jak tylko: U.
P. JOURDAIN: U, U. To prawda. Ach, czemuż nie uczyłem się wcześniej, aby wiedzieć to wszystko!
Jak zawsze, tak i tu, Molier, w głębokiej swojej satyrze, ma odwagę chwycić się najprostszego wyrazu; stąd, scena ta, powierzchownemu czytelnikowi może się wydać prostem błazeństwem; ale każdy, kto się zetknął z nauką i jej problemami, odczuje, ile w niej jest głębi, ile wiecznej prawdy. Iluż jest ludzi dziś jeszcze, dla których ten właśnie typ nauki jest równoznaczny z »metodą naukową«! iluż dziś jeszcze patrzy lekceważąco na umysłowość francuską jako na »płytką» i »bez metody«. Szczęściem dla siebie, z tego rodzaju metodą i głębią Francja pożegnała się dawno; a ta nieśmiertelna lekcja filozofji Mieszczanina szlachcicem nie najmniej z pewnością przyczyniła się do tego.
Wspomniałem na początku, iż Molier, wzamian za swoje obowiązki, cieszył się niezmienną opieką króla. A była mu ta opieka bardzo potrzebna! Niema chyba stanu, grupy ludzi, z którąby Molier mie stanął w otwartej wojnie. Satyra jego, mimo iż tak dotkliwa, niekoniecznie płynęła z oburzenia; poza Świętoszkiem i związanemi z nim ustępami w Don Juanie i Mizantropie, nie często stosunkowo spotykamy w Molierze tę nutę. Ot, poprostu parska śmiechem na widok ludzkiego szaleństwa i głupoty, tak jakby parsknął śmiechem widząc człowieka silącego się chodzić na nosie zamiast na nogach. Zapomocą genjalnie śmiałych skrótów maluje to
Strona:PL Molier - Mieszczanin szlachcicem.pdf/27
Ta strona została uwierzytelniona.