panu kiedyś w sposób doświadczalny; niepodobieństwem jest abyś dostał pchnięcie, o ile zdołasz uchylić szpadę przeciwnika od linji własnego ciała; a to znów zależy jedynie od małego ruchu przegubem do zewnątrz albo na zewnątrz.
Pan Jourdain. Zatem w ten sposób, choćby nawet człek nie był zbyt odważny [1], może być pewny, że zabije przeciwnika, a sam nie oberwie?
Nauczyciel fechtunku. Oczywiście, czy nie wykazałem tego na przykładzie?
Pan Jourdain. Prawda.
Nauczyciel fechtunku. Z tego wynika jasno, jakim szacunkiem [2] powinnoby się nas otaczać w każdem państwie, i o ile sztuka robienia bronią góruje nad innemi zbytecznemi umiejętnościami, jak taniec i muzyka.
Nauczyciel tańca. Powoli, mości fechmistrzu, mów-no pan o tańcu z większem uszanowaniem.
Nauczyciel muzyki. Naucz się pan, jeśli łaska, cenić jak należy dostojeństwo muzyki.
Nauczyciel fechtunku. Śmieszni z was doprawdy ludzie: porównywać swoje figle do mojej sztuki!
Nauczyciel muzyki. Patrzcie mi pyszałka!
Nauczyciel tańca. A to mi pocieszna figura, pajac w tym głupim plastronie!
Nauczyciel fechtunku. Mój ty wielki tancmistrzu, ja
- ↑ choćby nawet nie był zbyt odważny... Przebija tu plebejusz, cham: wydobył z nauki szermierki to, co w niej jest najmniej rycerskiego. »Jest to sztuka, którą może posiąść człek tchórzliwy i ladajaki«... (Montaigne).
- ↑ jakim szacunkiem... Mamy tu nowego pedanta. Ale, w istocie, nauczyciele szermierki zażywali szacunku, tworzyli ciało zwane akademją, najstarsi zaś fechmistrze, po dwudziestu latach pracy, otrzymywali, patentem Ludwika XIV, szlachectwo przechodzące na potomków.
go i trzymaj mocno pod sobą«; albo tonącemu: »Na miłość boską, zrób pan to dla mnie, staraj się przez chwilę utrzymać na powierzchni wody«.