Strona:PL Molier - Mieszczanin szlachcicem.pdf/61

Ta strona została uwierzytelniona.

Pan Jourdain. Ten przeklęty krawiec wytrzymuje mnie tak długo i to właśnie dziś, kiedy mam tyle na głowie! To się wściec można. A żeby febra wytrzęsła tego hycla! niech go djabli porwą! niech go zaraza udławi! Gdybym miał teraz w ręku tego wściekłego krawca, tego psa, łotra...

SCENA ÓSMA

PAN JOURDAIN, LOKAJ, KRAWIEC, CZELADNIK niosący ubranie pana Jourdain


Pan Jourdain. A, to pan; już miałem zacząć [1] się gniewać.
Krawiec. Nie mogłem wcześniej; dwudziestu robotników pracowało koło pańskiego ubrania.
Pan Jourdain. Przysłałeś mi pan pończochy tak ciasne [2], że ledwo z największym trudem udało mi się je włożyć; dwa oczka trzasły.
Krawiec. Rozciągną się aż nadto.
Pan Jourdain. Pewnie, jeżeli oczka będą ciągle trzaskać. Trzewiki także gniotą mnie straszliwie.
Krawiec. Bynajmniej, proszę pana. [3]
Pan Jourdain. Jakto, bynajmniej?

    tylko, wedle niego, wynaturza. Takie wykręcanie zdań w dziwne łamańce zapomocą przekładania słów pochodzi z łaciny, i w Polsce święciło największe tryumfy. Np. Siedząc wpodle młodzieńca ziewnie panna swego, t. zn. Siedząc wpodle swego młodzieńca etc. (Wacław Potocki, Ogród Fraszek).

  1. Już miałem zacząc... W scenie tej objawia się zarazem cham, gbur i tchórz, bez odwagi cywilnej: obecność krawca, który ubiera »dystyngowane osoby«, onieśmiela pana Jourdain i czyni go łagodnym jak baranek.
  2. Pończochy tak ciasne... Prawdopodobnie, ten krawiec wpakowuje, za drogie pieniądze, panu Jourdain wszystko, na co nie ma użytku.
  3. Bynajmniej... Pod tym względem metody rękodzielników nie zmieniły się do dziś ani trochę.