Pan Jourdain. Ten przeklęty krawiec wytrzymuje mnie tak długo i to właśnie dziś, kiedy mam tyle na głowie! To się wściec można. A żeby febra wytrzęsła tego hycla! niech go djabli porwą! niech go zaraza udławi! Gdybym miał teraz w ręku tego wściekłego krawca, tego psa, łotra...
PAN JOURDAIN, LOKAJ, KRAWIEC, CZELADNIK niosący ubranie pana Jourdain
Pan Jourdain. A, to pan; już miałem zacząć [1] się gniewać.
Krawiec. Nie mogłem wcześniej; dwudziestu robotników pracowało koło pańskiego ubrania.
Pan Jourdain. Przysłałeś mi pan pończochy tak ciasne [2], że ledwo z największym trudem udało mi się je włożyć; dwa oczka trzasły.
Krawiec. Rozciągną się aż nadto.
Pan Jourdain. Pewnie, jeżeli oczka będą ciągle trzaskać. Trzewiki także gniotą mnie straszliwie.
Krawiec. Bynajmniej, proszę pana. [3]
Pan Jourdain. Jakto, bynajmniej?
- ↑ Już miałem zacząc... W scenie tej objawia się zarazem cham, gbur i tchórz, bez odwagi cywilnej: obecność krawca, który ubiera »dystyngowane osoby«, onieśmiela pana Jourdain i czyni go łagodnym jak baranek.
- ↑ Pończochy tak ciasne... Prawdopodobnie, ten krawiec wpakowuje, za drogie pieniądze, panu Jourdain wszystko, na co nie ma użytku.
- ↑ Bynajmniej... Pod tym względem metody rękodzielników nie zmieniły się do dziś ani trochę.
tylko, wedle niego, wynaturza. Takie wykręcanie zdań w dziwne łamańce zapomocą przekładania słów pochodzi z łaciny, i w Polsce święciło największe tryumfy. Np. Siedząc wpodle młodzieńca ziewnie panna swego, t. zn. Siedząc wpodle swego młodzieńca etc. (Wacław Potocki, Ogród Fraszek).