Covielle. Ona, panie? ta wymuskana lala, ta mizdrząca się gąska! miał się też pan w kim zadurzyć! To kąsek bardzo pospolity, doprawdy; znajdziesz pan sto innych, o ileż godniejszych! Po pierwsze: ma małe oczy.
Kleont. [1] Prawda, małe! ale za to ile w nich ognia, ile blasku, bystrości! czyż mogą być w świecie oczy bardziej wnikające do duszy?
Covielle. Usta duże...
Kleont. Tak, ale pod względem powabu nie mają sobie równych w świecie; to usta najbardziej pożądane, pociągające, najbardziej miłosne pod słońcem.
Covielle. Wzrost nikły.
Kleont. Tak, ale zgrabna i harmonijna w ruchach.
Covielle. Mizdrzy się...
Kleont. To prawda, ale czyni to z niewysłowionym wdziękiem; każde jej poruszenie posiada dziwny czar, któremu żadne serce oprzeć się nie może.
Covielle. Co się tyczy dowcipu...
Kleont. Ach, ma go, Covielle, i jaki! żywy, wykwintny!
Covielle. Jej rozmowa...
Kleont. Czarująca!
Covielle. Jest zawsze poważna.
Kleont. Chciałbyś, aby bezustannie buchała wesołością bez przyczyny i treści? Możeż być coś bardziej niecierpliwiącego, niż kobieta, co się wciąż chichocze za lada pozorem?
- ↑ Jak wspomniałem we Wstępie, Mieszczanin szlachcicem przypada na epokę zbliżenia między Molierem a żoną jego Armandą. (Bliżej patrz Wstęp do Mizantropa.) Armanda grała Lucyllę, i zakochany Molier nie odmówił sobie tej przyjemności aby, ustami Kleonta, odmalować jej portret, wierny, jak zapewniają współcześni. Czuć tkliwość w tem idealizowaniu nawet wad ukochanej, w myśl wywodu Eljanty w IV-ym akcie Mizantropa.