gła z nami bawić w ślepą babkę. Nie zawsze była taką damą; toć obaj dziadkowie sprzedawali sukno koło bramy św. Inocentego. Ba! Zostawili dzieciom wcale ładny mająteczek, który teraz może drogo im przychodzi opłacić na tamtym świecie; z uczciwości nie bogaci się człowiek tak łatwo«. Nie mam wcale ochoty żeby sobie na mnie ostrzyli języki; chcę poprostu człowieka, który byłby mi wdzięczny za mą córkę i któremubym mogła powiedzieć: siadajże, miły zięciu [1], i zjedz z nami obiadek.
Pan Jourdain. Oto uczucia godne ciasnego pojęcia, chcieć na zawsze grzęznąć w mizerji swego stanu! Nie sprzeczaj się dłużej; córka moja będzie markizą, naprzekór całemu światu; a jeżeli mnie będziesz drażnić, to zrobię z niej księżnę.
[2]
PANI JOURDAIN, LUCYLLA, KLEONT, COVIELLE, MICHASIA
Pani Jourdain. Kleoncie, nie trać jeszcze odwagi. (Do Lucylli) Chodź za mną, córko, i powiedz stanowczo ojcu, że, jeżeli nie wyda cię za niego, nie chcesz iść za nikogo.
KLEONT, COVIELLE
Covielle. Djablich się pan dopytał zysków za swoje wzniosłe uczucia!
Kleont. Cóż chcesz? mam na tym punkcie draż-