Strona:PL Molier - Skąpiec.pdf/69

Ta strona została przepisana.

dzy — oho! Nic suchszego i bardziej jałowego niż jego czułości; do słowa zaś dawać ma taki wrodzony wstręt, że nie dziwiłbym się, gdyby, zamiast: daję słowo, mówił pożyczam słowo[1].
Frozyna. Mój Boże, już ja wiem, jak się doi ludzi; znam sekret zjednywania sobie względów, głaskania po sercu, i trafiania w tkliwą strunę.
Strzałka. Fraszki. Założę się, że, gdy chodzi o pieniądze, nic tutaj nie wskórasz. To istny kamień, granit; gdyby człowiek konał w jego oczach, nie drgnąłby nawet. Słowem, pieniądze kocha więcej niż honor, cześć i cnotę. Żądać od niego pieniędzy, znaczy przyprawić go o konwulsje; ugodzić w śmiertelne miejsce, przeszyć mu serce, wydzierać wnętrzności[2]. Ale już wraca; umykam.

SCENA SZÓSTA
HARPAGON, FROZYNA

Harpagon, pocichu. Wszystko w porządku. (Głośno). I cóż, Frozyno?
Frozyna. Ach, Boże, doprawdy, jak pan doskonale wygląda! To się nazywa zdrowie!
Harpagon. Kto? ja?
Frozyna. Nigdym pana nie widziała tak świeżym i dziarskim.

Harpagon. Doprawdy?

  1. Pożyczam słowo… W oryginale: je vous prête le bonjour (pożyczam dzieńdobry).
  2. Po tem cośmy już widzieli, to charakteryzowanie Harpagona jest już dość zbyteczne i raczej osłabia niż potęguje wrażenie. U takiego znawcy stopniowania efektów jak Molier, świadczy to o bardzo pospiesznej i niedbałej robocie.