Strona:PL Molier - Skąpiec.pdf/84

Ta strona została przepisana.

Walery. Nie omieszkam. Co się zaś tyczy wieczerzy, niech pan to mnie pozostawi; już ja wszystko zarządzę jak trzeba.
Harpagon. Więc dobrze.
Jakób. Tem lepiej! mniej będę miał kłopotu.
Harpagon, do Walerego. Najlepiej dać coś takiego, czego nie można dużo jeść i co zaraz syci; ot, potrawkę baranią[1], dobrze tłustą: do tego ciasto nadziewane gęsto kasztanami. To zapycha.
Walery. Niech się pan na mnie spuści.
Harpagon. A teraz, Jakóbie, trzeba wychędożyć karocę.
Jakób. Niech pan czeka: to do stangreta. (Wkłada płaszcz). Powiada pan…
Harpagon. Że trzeba wychędożyć karocę, i mieć konie w pogotowiu. Zawieziesz na jarmark…
Jakób. Pańskie konie? ależ, dalibóg, one poprostu z nóg lecą! Nie powiem panu że leżą na podściółce: biedne zwierzęta nie wiedzą co to podściółka, niema co o tem gadać! Ale trzyma je pan na tak ścisłym poście, że to już zaledwie cienie, widma, szkielety, a nie konie.
Harpagon. Wielka im krzywda! Cały dzień nic nie robią.

Jakób. Pan myśli, że kto nic nie robi, to już jeść nie potrzebuje? Lepiejby wyszło na zdrowie biednym bydlątkom pracować porządnie, ale za to najeść się do syta. Serce się kraje patrzeć na tę mizerję! Bo, koniec końców, człowiek, ma serce dla swoich koni: zdaje mu się, że sam cierpi, kiedy patrzy na ich niedolę. Od ust sobie codziennie odejmuję aby je pożywić; to, proszę pana, trzeba być z kamienia, aby tak nie mieć litości nad bliźnim[2].

  1. W oryg. haricot (fasola), mówiło się w skróceniu zamiast: potrawka barania z fasolą.
  2. Nad bliźnim… Sympatyczna i bardzo typowa jest ta furmańska czułość do koni; wyrażenie »bliźni« jest tu zupełnie naturalne w ustach Jakóba.