Strona:PL Molier - Skąpiec.pdf/88

Ta strona została przepisana.

Walery. Czy ty wiesz, panie śmiałku, że bardzo łatwo mógłbym przełoić ja ciebie?
Jakób. Ależ nie wątpię.
Walery. Że, ostatecznie, jesteś tylko lichym kuchtą?
Jakób. Wiem, wiem.
Walery. I że mnie jeszcze nie znasz jak należy?
Jakób. Niech pan daruje.
Walery. Wyłoisz mi skórę, powiadasz?
Jakób. Tak sobie żartowałem.
Walery. A mnie twoje żarty wcale nie smakują. (Okładając kijem Jakóba). Niech cię to na drugi raz oduczy od głupich żartów.
Jakób, sam. Niech djabli wezmą szczerość! to liche rzemiosło: wyrzekam się go; odtąd, nie w głowie mi mówić prawdę. Mniejsza zresztą o mego pana; on ma przynajmniej jakieś prawo mnie grzmocić; ale co z panem rządcą, jeszcze się porachujemy.

SCENA SIÓDMA
MARJANNA, FROZYNA, JAKÓB

Frozyna. Nie wiesz Jakóbie, czy pan w domu?
Jakób. O, w domu, w domu, wiem aż nadto dobrze.
Frozyna. Powiedz mu, proszę, że czekamy.
Jakób. Oho, jakiś niebrzydki buziaczek.

SCENA ÓSMA

Marjanna. Ach, Frozyno, tak mi dziwnie jakoś; jeśli mam prawdę powiedzieć, strasznie się boję tego spotkania.
Frozyna. Ale dlaczego? skąd ten niepokój?
Marjanna. Ach, ty się pytasz? Czy nie możesz sobie wyobrazić uczuć osoby, która za chwilę ma zobaczyć narzędzia tortur na jakie jest skazana?
Frozyna. Wierzę bardzo, że, gdyby chodziło o przy-