z nich uleciał, stać się zarzewiem, podniecającem ciągle pamięć tego co zaginęło, musiało zwracać myśl ku przeszłości, a mogło ją niewątpliwie rozżarzyć do zamiaru, aby w te formy tchnąć przy pierwszej okoliczności dawnego ducha i dawną siłę.
Z przemądrym artyzmem trzeba było tu postępować, aby umysły utrzymać na wodzy, aby w senacie utrzymać złudzenie, że on jest współrządcą, a w rzeczywistości z roli organu zepchnąć go na stanowisko narzędzia. Bo w rzeczywistości rządził cesarz wszechwładnie; jego veto mogło w każdej chwili postanowienia senatu zawiesić, wskutek czego tenże niczego nie przedsiębrał, nie upewniwszy się wprzódy o woli cesarskiej w tej mierze. Stosunek ten nie wytworzył się tyle de jure, ile raczej de facto, rozwinął się i ustalił pod wpływem przeważnej osobistości Augusta, który, jak nikt, umiał grać na ludziach, nakręcać zegar historji, tak żeby pozornie bił niby po staremu, a w rzeczywistości wybijał ostatnie godziny rzymskiej wolności.
W tej niejasności i niepewności ogólnej leżało całe zło cesarstwa. Żaden z urzędników naprawdę nie wiedział, dokąd jego kompetencja wobec woli cesarza sięga, senat niby wywyższony wić się musiał, giąć i naginać, aby nie narazić sobie osoby władcy, który rzekomo stał obok niego, w rzeczywistości zaś dużo ponad nim[1]. Wyrodziła się atmosfera duszna, przesiąknięta niezaufaniem i strachem, która musiała paraliżować energję, demoralizować cesarzy i ludzi. Władza cesarska, jak słusznie powiedziano, nie była tyle nieograniczoną, jak raczej z umysłu określoną niejasno.
W senacie miało się to wszystko ujawnić niebawem; z najróżnolitszemi żywiołami trzeba było się liczyć w jego łonie. Prawdziwych, szczerych sług ce-
- ↑ Por. piękny ustęp w dziele Kurth’a «Les origines de la civilisation moderne: l’empire Romain», t. I.