sarstwa, oddanych całą duszą nowemu porządkowi i nowym władcom, było z pewnością w senacie najmniej. Nowy ustrój zbyt krótko istniał, aby taką silną sobie wyrobić podporę. Ale zamiast sług, liczny za to był zastęp służalców. Odznaczają się tu w pierwszym rzędzie kreatury cesarskie, ci, których wola cesarska do ciała tego wprowadziła, ludzie nowi, bez tradycji żadnej, a z wielkiemi długami wdzięczności na przyszłość.
Bo odkąd lada chłystek mianowan szlachcicem,
Niejeden szlachcic zamienił się w chłystka,
moglibyśmy o nich i ich naśladowcach powiedzieć z Szekspirem.
Bo wtórowali im dzielnie upadli potomkowie dawnej arystokracji rzymskiej. Arystokracja ta strasznie zdziesiątkowaną została w wojnach domowych republiki, a ci, co się zostali, nie dosyć dbali o to, aby sztandar jej i imiona zachować w czci i poszanowaniu. Zostały się tym synom wielkich rodów rzymskich strzępy majątków, strzępy dawnej sławy i tylko już strzępy honoru i godności. Ich widok najtwardsze wyrazy z duszy Tacyta wyrywa. Zamiast z godnością zachować się wobec nowego rzeczy stanu, płaszczyli się oni przed Cezarem; zamiast zawojami swej togi przysłaniać nierzadką nędzę materjalną, zrobili oni zeń środek do żebraniny u nowych Rzymu panów, a odsłaniając ubóstwo majątkowe, odsłaniali przytem inne i wstydliwsze moralne. Im większą była ich służalczość wobec żywych, tem większą swywola i radości wobec zmarłych Cezarów. Dawne serca bicie odzyskiwali jeszcze raz po raz, ale wobec trupa. Prawdziwi to morituri, nieznużeni w pokłonach i salutacjach, do których ich giętkie karki szczególnie się nadawały. Z dawnego majestatu patrycjuszów rzymskich uronili wszystko; chybabyśmy powiedzieć mogli na ich obronę, że w chwili śmierci