niej znowu, wśród obrad senatu przemówił w podobnym sensie, twierdząc, że dobry cesarz senatowi służyć powinien i wszystkim obywatelom, a niekiedy i pojedynczym. Ten wyraz «służba» powracał więc często w jego przemowach. Zdradza się u niego jakieś uczucie obowiązku dla państwa, do jakiego u królów starożytności nie jesteśmy przyzwyczajeni. Dziwne są jego słowa, zamieszczone w edykcie, wydanym wśród żałoby publicznej po śmierci bratanka Germanikusa. Zwraca on tam umysły zasępione do życia i czynu i napomina, że książęta są śmiertelni, rzeczpospolita nieśmiertelną — principes mortales, rempublicam aeternam esse[1]. Dziwniejszym jeszcze ten ojciec, który po śmierci jedynego syna czuje w sobie powołanie podniecania i pocieszania senatorów, ten ojciec, przypominający, że on w miłości dla państwa pociech szukał i pociechy odnalazł: se fortiora solatia e complexu reipublicae petivisse[2].
Pierwszy raz tu może w historji państwo występuje jako jakieś bożyszcze oderwane, postawione na ołtarzu, przed którym królowie i poddani korzyć się mają. Ogromnie to zaimponowało niektórym wyznawcom tego samego kultu w naszych czasach. Tu po raz pierwszy miałoby więc zabrzmieć w ustach królewskich słowo «służba», które później zabrzmiało w ustach północnego władcy, Fryderyka, zwanego Wielkim.
Zaczęto porównywać dwie te postacie ze sobą[3], upatrzono pewne podobieństwo w nieszczęśliwej obydwóch panujących młodości, we wspólnej im pogardzie dla ludzi, a sławiąc Fryderyka, wywyższano przytem Tyberjusza. Mamy niewątpliwie uszanowanie dla wszel-