kiej obowiązkowości na tronach, ale nie powiemy, aby ten kult państwa był gwarancją szczęścia i błogości dla ludów. Wiemy, że ten kult dla abstrakcyjnego bóstwa może wypłynąć z braku miłości dla czynników, które to państwo składają, lub też do wyziębienia tych uczuć prowadzić; wiemy, że wśród tych namiętnych państwa uścisków jest coś mroźnego, że można przy nich podusić indywidualności, ludzi i społeczeństwa.
Mimo wielkich zamiarów państwowych Tyberjusza, zawisła też jakaś czarna, duszna chmura nad całem jego panowaniem. Wykonywa on ściśle niektóre obowiązki, nie szanuje swojej osoby, aby brać udział w posiedzeniach senatu lub sądowych obradach; klęski publiczne i los prowincji znajdują w nim ofiarność i rzecznika, a jednak obraz tego panowania z roku na rok staje się coraz bardziej ponurym i ciemnym. Stan i atmosfera moralna była zbyt ciężką, aby pewne materjalne korzyści mogły były ją zrównoważyć; choć maszyna funkcjonowała w niektórych kierunkach poprawnie, nie jesteśmy zdania, aby sama maszyna, w której zawsze więcej tłoków niż dźwigni, mogła zapewnić postęp moralny człowieka, aby jakaś inskrypcja, uwydatniająca na prowincji zasługi Tyberjusza około swych poddanych, zdołała rozjaśnić tragedję, spisaną w rocznikach historyków[1].
Na czele państwa, w samem ognisku rządu, spotykamy tę grę, pełną dwuznaczności i tarcia pomiędzy cesarzem i senatem, która z roku na rok staje się drażliwszą, bardziej przygnębiającą. Położenie nie wyjaśniło się w początku; ani cesarz nie powiedział, czegoby właściwie od senatu wymagał, ani senatorowie
- ↑ Że cesarstwo musiało zwyrodnieć w panowanie urzędników z absolutnym księciem na czele i doprowadzić w końcu do upadku cywilizacji, ładnie to rozwinął Wilamowitz w swoim «Herakles», I, 175.