wać nawą państwa, a w danym razie karać i gromić ludzi z tajnej swej kuźni piorunów, które także nie odsłaniają gniewnego Jowisza oblicza.
Nie leżało to w duchu ustroju, nadanego państwu przez Augusta[1]. Cesarz miał z senatem wspólnie rządzić, swoją obecnością wpływać na jego postanowienia, miarkować zakusy oporu. Teraz się to wszystko zmienia; ale pozostaje w Rzymie ktoś inny, w którego interesie oddalenie się cesarza leżeć musiało. Sejanus rzeczywiście stać się musiał teraz zastępcą panującego i właściwym władzy organem, a mógł przytem śmielej i swobodniej własne kuć zamysły i bardziej stanowczo do wytkniętych podążać celów.
Uwiózł Tyberjusz swoją gorycz i swoją tajemnicę naprzód nad zatokę Neapolitańską, następnie na wyspę Capri, do miejsc, o których Cycero mówił, że się szczególnie nadają do pocieszania strapionych i nieszczęśliwych. Na wyspie Capri obrał sobie ostateczne mieszkanie, bo mu się ona dostatecznie odludną i odosobnioną wydała[2]. Jedenaście lat ostatnich panowania swego przebył tu cesarz, do Rzymu już ani razu nie wrócił. Lat więc ośmnaście życia, jeżeli pobyt rodyjski wliczymy, spędził na wyspach, szczegół bardzo charakterystyczny dla człowieka, którego ląd stały zdawał się palić pod stopami. Wyprzedza on niejako ruch i skłonność, która niebawem wśród ludzkości chorej zakorzenić się miała, uciekania na pustynie; tylko, że ci późniejsi pustelnicy chowali się nietylko przed ludźmi, lecz i przed samym sobą, zapierali się własnej osoby, swych namiętności i upodobań, aby lekarstwa i spokoju szukać w beata solitudo i znajdować w Bogu. Tyberjusz takich uczuć, ani lekarstw, znać nie