mógł; słowo o oblekaniu się w nowego człowieka nie doszło jego uszu, uciekł przed ludźmi, ale został z samym sobą, ze swemi trawiącemi goryczami i myślami, aby się stało, co pisał apostoł narodów do rzymian: evanuerunt in cogitationibus suis, znikczemnieli w myślach swoich i zaćmione jest bezrozumne serce ich.
Dzisiaj to śliczne i urocze Capri, pełne poezji i miękkiego uciszenia, nasiąknięte jest jeszcze wspomnieniami i podaniami o dawnym rzymskim cesarzu; przysłoniły one jakby czarną tkanką jasne i połyskujące w słońcu skaliste wyspy wybrzeża. Wieki tu spełniły swoją robotę, a zaczęła ją tajemnica i oddalenie we współczesnych czasach, otaczając osobę cesarza całą przędzą legendy ponurej i ciemnej.
Wiemy z pewnością, że wyruszył na wyspę w bardzo małem otoczeniu. Dla spraw publicznych miał Sejanusa i prawnika Nerwę, dla rozmów codziennych zabrał z sobą kilku greckich literatów, którzy swemi wywodami mieli mu myśl skołataną rozrywać. Bo Tyberjusz, który w swych występach publicznych zapamiętałym był purystą i nocami przemyśliwał, jakby utarty wyraz grecki czysto łacińskim zastąpić[1], w codziennem życiu chętnie się mową grecką posługiwał, lgnął mianowicie do greckiej nauki i późno-greckich subtelności. Jakie też to były rozmowy, ztąd domyśleć się można, że cesarz na nie się przygotowywał, że na ucztę przynosił przedmioty obmyślane w domu, jak każda przygotowana rozmowa, zwietrzałe i blade. Do rozmowy z gwiazdami, której teraz na Capri więcej z pewnością niż kiedykolwiek się oddał[2], towarzyszył mu wierny jego i dawny towarzysz, matematyk Trasyllus.