Strona:PL Morris - Wieści z nikąd.pdf/211

Ta strona została przepisana.

razem nie mógł używać armii lub policyi, bo nie miał przeciw komu; uzbrojeni ludzie nie pojawiali się na ulicach; biura sfederowanych robotników zostały obecnie przynajmniej pozornie obrócone na miejsca ulgi dla ludzi pozbawionych pracy, a wśród panujących okoliczności nie mógł rząd aresztować ludzi zajętych w ten sposób, a to tem bardziej, że tego wieczora wielu, nawet bardzo szanownych ludzi udawało się do owych biur po pomoc, wchłaniając miłosierdzie rewolucyonistów razem z podaną kolacyą. Rząd gromadził więc wojsko oraz policyę tu i tam — i zachował się cicho tego wieczora w pełnem oczekiwaniu, że nad ranem pojawi się jakiś manifest „rebelantów“, jak ich obecnie nazywano, który da rządowi sposobność działania w jakikolwiek sposób. Ale nastąpił zawód. Zwyczajne pisma zaprzestały walki owego ranka, a tylko jedno bardzo zaciekłe reakcyjne pismo „Daily Telegraph“, usiłowało pojawić się, wymyślając „rebelantom“ za ich głupotę i niewdzięczność, za wydzieranie wnętrzności ich „wspólnej matce“ angielskiemu narodowi, dla zysku kilku chciwych płatnych agitatorów i głupców, których zwodzili. Z drugiej strony, pisma socyalistyczne, których wychodziło w Londynie tylko trzy, reprezentując nieco odmienne szkoły, wychodziły regularnie, pełne dobrze drukowanej treści. Cała publiczność chciwie je kupowała, ponieważ równie, jak rząd, spodziewała się znaleźć w nich manifest. Ale o tym przedmiocie