Strona:PL Morris - Wieści z nikąd.pdf/283

Ta strona została przepisana.

Gdyśmy opuścili łódź, rzekłem do Dicka:
— Czy idziemy do starego domu?
— Nie — odparł — jakkolwiek doczekał zielonego starego wieku i jest porządnie zamieszkały. Nawiasem mówiąc, widzę, że pan dobrze znasz Tamizę. Ale przyjaciel mój, Walter Allen, który prosił mnie, abym się u niego zatrzymał, mieszka w domu nie bardzo wielkim, zbudowanym tu niedawno, ponieważ łąki te tak są lubiane, zwłaszcza w lecie, że zaczęło się stawianie zbyt wielkiej ilości namiotów w otwartem polu; to też okoliczne parafie, które sprzeciwiały się temu, zbudowały trzy domy stąd do Caversham, i jeden wielki nieco dalej w Basildon. Patrz, tam oto widać światła domu Waltera Allena!
Przeszliśmy przez trawę po łąkach w potopie światła słonecznego i wkrótce dotarliśmy do domu, nizkiego i zbudowanego wokoło czworoboku dosyć dużego na to, aby słońce mogło oświecać jego wnętrze. Walter Allen, przyjaciel Dicka, opierał się o uszak drzwi, czekając na nas i zaraz też zabrał nas do hali bez wymiany zbytecznych słów. W hali znajdowało się niewielu ludzi, ponieważ pewna ilość mieszkańców brała właśnie udział w sianokosie w sąsiedztwie, a niektórzy, jak nas Walter objaśnił, spacerowali po łące rozkoszując się śliczną księżycową nocą. Przyjaciel Dicka wyglądał tak na lat czterdzieści, wysmukły brunet, o uprzejmym i myślącym wyrazie twarzy; ku mojemu zdziwieniu