Strona:PL Morris - Wieści z nikąd.pdf/291

Ta strona została przepisana.

pójdę piechotą na wzgórek dla zbadania rzeczy na miejscu.
— Czy dom ten jest pusty? — spytałem.
— Nie — odparł Walter — ale człowiek, który tam mieszka opuści go, oczywiście, skoro się dowie, że nam jest potrzebny. Sądzimy, że świeże powietrze i samotność wpłyną korzystnie na biedaka.
— Tak — zauważyła Klara z uśmiechem — a przytem nie będzie tak daleko od swej ukochanej, aby nie mogli się z łatwością widzieć, gdy im przyjdzie ochota — co niewątpliwie nastąpi.
Tak rozmawiając doszliśmy do łodzi i niebawem wypłynęliśmy na piękny szeroki prąd, a Dick posunął się szybko po spokojnej wodzie wśród wczesnego ranka letniego, nie było bowiem jeszcze szóstej godziny. W krótkim czasie znaleźliśmy się na tamie, a gdyśmy wznosili się coraz wyżej na przypływającej wodzie, nie mogłem się wydziwić, że do tej pory przetrwały tamy najprostszej konstrukcyi, przeto spytałem:
— Dziwiłem się, gdyśmy mijali tamę za tamą, że wy tak zamożni ludzie, a szczególniej tak chciwi przyjemnej pracy, nie wynaleźliście czegoś, coby uwolniło od tego uciążliwego płynięcia w górę zapomocą tak prymitywnych środków.
Dick roześmiał się.
— Mój kochany przyjacielu — rzekł — jak długo woda ma niewygodny zwyczaj płynięcia z góry