Strona:PL Morris - Wieści z nikąd.pdf/52

Ta strona została przepisana.

wdychając wonie leśne, pozwalał iść koniowi coraz wolniej.
O ile ten las kensingtoński był romantyczny, o tyle nie był opustoszały. Spotykaliśmy wiele grup zarówno idących jak wracających, lub błąkających się na skraju lasu. Wśród tych grup znajdowały się dzieci od lat sześciu lub ośmiu począwszy, a kończąc na szesnastu lub siedmnastu. Zdawały się one stanowić szczególniej pyszne okazy swojej rasy, i najwyraźniej weseliły się do najwyższego stopnia; niektóre biegały wokoło małych namiotów, rozpiętych na murawie, przy niektórych namiotach płonęły ognie, nad którym wisiały kotły na sposób cygański. Dick wyjaśnił mi, że w lesie były rozrzucone domy, a istotnie spostrzegliśmy z nich jeden czy dwa. Mówił mi, że przeważnie były to małe domy, noszące nazwy willi wtedy, kiedy jeszcze byli na świecie niewolnicy; wszystkie miały miłe wejrzenie i zupełnie odpowiadały leśnemu otoczeniu.
— Domki te muszą mieścić w sobie mnóstwo dzieci — rzekłem, wskazując na wielką ilość malców, bawiących się przy drodze.
— Nie wszystkie te dzieci — odparł Dick — pochodzą z najbliższych domów, leśnych domów, lecz z okolicy wogóle. Organizują one częste wycieczki i w porze letniej zbierają się w lesie dla wspólnej zabawy przez całe nieraz tygodnie żyjąc wtedy, jak pan widzisz, w namiotach. My ich do