Teraz, trzymając ją na ręku, doglądała wieczerzy złożonéj z kartofli i mleka, gdy drzwi otworzyły się szybko i do pokoju wpadła Gruszkowa.
Gruszkowa obejrzała się niespokojnie, jak gdyby upewnić się chciała, że nikt za nią nie goni, i zmęczona siadła na krześle, stojącém najbliżéj drzwi. Teraz dopiero można było ocenić całą jéj urodę. Płeć miała nieco bladawą, jak zwykle bywa u tych, którzy zamiast na świeżém powietrzu żyją w zamkniętych murach, ale usta były wiśniowe a zęby białe. Ciemne włosy, delikatne rysy i oczy czarne, nadawały całéj postaci wdzięk prosty, niewyszukany.
Gruszka, widząc żonę wchodzącą, odetchnął głęboko, jak gdyby mu ciężar spadł z piersi.
W fabryce Gruszkowie uchodzili słusznie za najpiękniejszą parę. On mógł służyć za dorodny typ polskiego chłopa, o jasnych włosach i oczach niebieskich; rysy jego twarzy regularne, jak je często spotykamy w wiejskich chatach, miały wyraz otwarty i rozumny. Ojciec jego był woźnicą, ze dworu dostał się do jednego z fabrykantów, a syn już nie zaznał ciężkiéj pracy rolnéj. Muskuły jego wydelikatniały ale nie straciły jeszcze swéj sprężystości, jak to się często dzieje w dalszych pokoleniach robotników fabrycznych, zwłaszcza zbyt wcześnie wprzęgniętych do pracy. Nie zanikły też w nim właściwości rasowe. Biedy dotąd nie zaznał, przeciwnie, działo mu się dobrze, konieczność żadna nie złamała ani ugięła jego butnéj natury. Lubił zabawę, kieliszkiem w niedzielę nie pogardził, a jak się rozgniewał to już bił i o nic nie pytał, bo był popędliwy z natury, i ręka jego uderzała prędzéj niżeli nad tém pomyślał.
Za to gdy go złość ominęła był miękki jak wosk. Teraz tylko z powodu przymusowéj bezczynności, bolu w nodze i zazdrości, stał się zgryźliwym i przykrym.
Gruszkowa siedziała przez chwilę milcząca, z głową spuszczoną. Karolka spostrzegłszy matkę wyciągnęła do niéj tłuste rączki i wyrywała się z objęcia babki, a ponieważ matka nie zgadła czego córeczka chciała, uderzyła dziecina w krzyk wielki. Wówczas dopiero kobieta zerwała się, jakby ze snu zbudzona, pochwyciła maleńką, położyła na ręku, rozpięła suknię i karmić swego aniołka zaczęła. Dziecię jak pijawka przypięło się do matki, i przez chwilę było słychać tylko jego mruczenie radosne i głośne łykanie.
Zachowanie się Gruszkowéj było dziwne. Zwykle zaraz z progu chwytała Karolkę, nazywając ją swojém złotkiem, skarbem, krociami, potem siadała przy łóżku męża, ażeby dziecko nakarmić i zarazem opowiadała drobne wypadki fabryczne. Dzisiaj milczała uparcie. Światło lampy padało na jéj postać, na tłustą Karolkę, ale twarz młodéj matki umyślnie czy przypadkiem ukrytą była w cieniu.
Gruszka poczuł znów w sobie szalony niepokój. Niepewnym krokiem zawlókł się ku żonie, ażeby zajrzeć jéj w oczy z nienacka, i zobaczył, że płakała.
— Maryanna! — wrzasnął, aż dziecko przestraszone pierś puściło — co ci się stało, czego płaczesz?
Nie odpowiedziała nic ale i od płaczu powstrzymać się nie mogła; wybuchnęła nawet łkaniem.
Gruszka pobladł.
— Kto cię skrzywdził! mów! — pytał przez zaciśnięte zęby.
Zrozumiała teraz jak postąpiła nierozsądnie, pokazując swoje zmartwienie, wiedziała przecież jak mąż był prędki i zazdrosny — należało wszystko przed nim zataić.
— Ej... to nic.. — próbowała odpowiedzieć i ocierała szybko oczy.
Ale choć łzy przestały płynąć po twarzy, pozostał na niéj ślad troski ciężkiéj.
— Jakto nic? — badał daléj — nie płaczesz przecie bez przyczyny?
Milczała i dla odwrócenia uwagi podniosła na ręku Karolkę ku jego twarzy i ustom.
On odsunął dziecko.
— Maryanna! — krzyknął — powiedz mi wszystko.
Zerwała się z miejsca rozgniewana na siebie, czy też rozżalona na męża.
— At! — odparła — niema o czém gadać. Dajcie matko wieczerzę, bom głodna.
— Niema o czém gadać! — powtórzył z zaiskrzonemi oczami — a ja ci mówię, że musisz powiedzieć!
Strona:PL Morzkowska Wśród kąkolu.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.