Strona:PL Morzkowska Wśród kąkolu.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

zadana przez Hafnera była śmiertelna, jednakże przy potężnych środkach, jakiemi rozporządza dzisiejsza chirurgia, przy drobiazgowych staraniach, dawała nadzieję wyleczenia, chociaż nadzieję bardzo słabą. Krzesławski badał ranę, a Gruszkowa posługiwała uważnie, zręcznie, jak to czynić może kobieta silnych nerwów, która nie mdleje na widok krwi i przywykłą jest patrzeć w oczy nieszczęściu.
Spoglądała ze zdziwieniem na młodego lekarza, jakby szukała w myśli przyczyny gorliwości jego; podejrzewała, że za swoje starania drogo zapłacić sobie każe; chciała go nawet błagać by ratował męża nie bacząc co to kosztować będzie, bo ona gotowa oddać wszystko co posiada, byle życie jego uratować. Ale kiedy doktor, po jakieś leki posłał do apteki i dał na to z własnéj kieszeni pieniądze, przestała rozumować, tylko patrzyła na dobroczyńcę szeroko rozwartemi oczyma.
— Panie doktorze — szepnęła.
— To wasz mąż? — zapytał.
— Mój — zawołała wybuchając znowu potokiem klątw — zabił go poganin!
— Jeszcze nie zabił, może uda się uratować.
— Och! panie doktorze!
Więcéj powiedzieć nie mogła, pochwyciła jego rękę i wycisnęła na niéj gorący pocałunek.
Potem znów przyszła jéj na myśl obawa. — Poganin, niech go Bóg ciężko skarze! Dastaniemy fajer a jak ja wówczas panu doktorowi zapłacę?
— Bądźcie spokojni — odparł — nic was to kosztować nie będzie. Nie wyście mnie szukali, ja sam nastręczyłem się z pomocą.
Była to różnica dla biednéj kobiety niezrozumiała.
Ranny tymczasem leżał wycieńczony utratą krwi, bolem, blady jak płótno, z oczami na wpół przymkniętemi, w stanie zupełnéj bezwładności.
— Jak dostaniemy fajer — mówiła daléj Gruszkowa — wyrzucą z mieszkania, a gdzie ja go podzieję?
— Ruszać go nie można — zawołał Krzesławski. — Zresztą pomyślimy o tém. Teraz chodzi o to, żeby go przy życiu utrzymać. — Wydał drobiazgowe rozporządzenia, zalecając spokój zupełny, i gotował się do wyjścia, gdy wtem na progu ukazał się Frömlich.