— No cóż, zdrów już? — pytał Zwirn, przystępując do chorego.
Gruszka chciał odpowiedzieć ale żona przerwała:
— Proszę łaski pana — wyrzekła, całując go w rękę — doktor mówić mu nie pozwolił.
— A! so — bąknął Zwirn. — No on gadać nie potrzebuje, niech on tylko podpisze zeznanie, że był pijany i pierwszy rzucił się na majstra, to już wszystko będzie dobrze.
— Nie był pijany! jako żywo — krzyknęła Gruszkowa — nie miał ani kropli wódki w ustach, a majster! majster!...
Zatrzymała się cała w ogniach i nie mogła wypowiedzieć swéj krzywdy.
— Niech go Bóg ciężko skarze — dodała tylko.
— Ty sama głupia, nie wiesz co gadasz — ofuknął Zwirn — on był pijany, on to musi zeznać, bo inaczéj ja każę zaraz fort z mieszkania, jak z fabryki!
Bezbarwna jego twarz miała taką stanowczość, że kobieta pobladła.
— O Jezu! — zawołała — toć go nie wyrzucicie na taki czas; toby śmierć była.
— On sam tego chce, jeśli nie zezna.
Gruszka wstrząsnął przecząco głową. Wargi mu drgały.
Zwirn odepchnął kobiety zachodzącą mu drogę i zbliżył się do chorego.
Strona:PL Morzkowska Wśród kąkolu.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.