W salonie jasno było jakby w dzień najpogodniejszy, meble uwolnione od pokrowców odbijały się w posadzce błyszczącéj jak lustro. Dopiero w podobną uroczystość można było ocenić urządzenie apartamentu, którym Pifke chwalić się lubił, powtarzając ciągle, iż począwszy od pasadzek, pieców, okuć, klamek, a skończywszy na najmniejszym drobiazgu, wszystko sprowadzone było z wielkiéj niemieckiéj ojczyzny, że nikt inny tylko jego rodacy użyci byli jako rzemieślnicy. Mogło to radować serce Pifkego ale nie koniecznie szło na korzyść estetyki: przyozdobienia były bardzo pospolitego smaku.
W wielkim salonie rozwieszono portrety bardzo głośnych, chociaż niekoniecznie sławnych niemców; nadawało to salonowi pozór urzędowy, tém bardziéj, iż brakło tutaj artystycznych przedmiotów, stanowiących właściwe piętno dzisiejszych salonów. Były tu piękne meble, zwierciadła, marmurowe konsole, słowem cały zbytek, jaki w składach mebli nabyć można, ale nic więcéj. Taki salon mógł posiadać każdy za pewną sumę, a ponieważ Pifke wydał bardzo wielką sumę, więc był najzupełniéj zadowolony.
Panie siedziały rzędem na kanapach i krzesłach, ustawionych pod ścianami, i zamieniały między sobą niekiedy tylko po słów kilka. Nie nudziły się przecież: były zajęte oglądaniem i taksowaniem swych strojów; przytem piły herbatę z ciastami, roznoszoną ciągle. Do salonowéj rozmowy nie były przyzwyczajone, nie czuły więc jéj braku; sama wizyta u Pifkego wystarczała im zupełnie. Bliższe znajome i przyjaciółki udzielały sobie swych spostrzeżeń.
Panny przybrane w różowe, błękitne i kremowe suknie, mocno wycięte, skupione były w jednym z rogów salonu, rozmawiały głośno, prawie krzykliwie, jadły ciastka nie chcąc herbaty, a ponieważ panny powinny być ożywione, śmiały się jak na komendę za każdém słowem.
Panowie zebrani w dalszych pokojach zachowywali się bardziéj hałaśliwie: co chwila dochodziły do salonu wybuchy śmiechu, głośne wykrzyki, rozmowy prowadzone podniesionym głosem, którym język niemiecki w żargonie pospolitym nadawał szorstkie bardzo brzmienie.
Panowie nie myśleli bawić pań a panie tego nie wymagały, bo nie były wcale do bawienia przyzwyczajone. Dwie płcie stanowiły tu dwa odmienne światy. U siebie mąż i żona rozmawiają niekiedy o rzeczach obchodzących ich wspólnie, o domu, dzieciach, wyjątkowo tylko o interesach, na których zwykle kobiety się nie znają, ale poza tém jakaż spójnia istnieć może pomiędzy mężczyznami posiadającymi jedynie zawodowe wykształcenie, pracującymi pomimo majątku najczęściéj od świtu do nocy, zatopionymi w gonitwie za pieniędzmi, a kobietami, które znów zajęte są zupełnie drobiazgami życia, strojem albo też groszową oszczędnością. Pomiędzy jednymi i drugiemi poza wspólnym, rodzinnym interesem niema żadnego powodu zbliżenia.
Wprawdzie w Łodzi, jak wszędzie, wiązały się i rozwiązywały stosunki miłosne, ale one także miały swój właściwy, niemal pierwotny charakter. Legalne pary kojarzyły się na podstawie posagów, związki układały się pomiędzy rodzinami, a wówczas kandydat do stanu małżeńskiego z obowiązku już musiał prowadzić rozmowę z kandydatką, i ani jedna, ani druga strona, wiedząc z góry że rozmowa ta wypłynęła z konieczności, nie była wymagającą.
Pary zaś nielegalne t. j. złączone uczuciem, unikały tego wszystkiego coby mogło na nie zwrócić uwagę, a więc i rozmowa wobec licznych świadków nie była im na rękę.
Strona:PL Morzkowska Wśród kąkolu.djvu/50
Ta strona została uwierzytelniona.