Wiadomości te były dla Pifkego nieprzyjemne; teraz zrozumiał dlaczego siostrzeniec pana Aurelego wystąpił przeciwko niemu i zrozumiał także, jak trudno będzie go zwyciężyć. Człowiek broniący narzeczonéj i jéj rodziny ma zarówno moralny jak materyalny interes w wygraniu powierzonéj sobie sprawy; innego przeciwnika uda się niekiedy kupić, niekiedy ułagodzić, tutaj tego punktu wyjścia nie było. Przeczuwał, iż Brzeźnicki poszukiwać będzie nietylko praw majątkowych swéj przyszłéj rodziny ale będzie chciał pomścić jéj długie cierpienia, że będzie nieprzebłaganym.
Brzeźnickiego znał niewiele; kiedyś pan Aureli przedstawił mu swego siostrzeńca przybyłego do Łodzi, potem polecał go jego protekcyi, ponieważ jednak Pifke miał pamięć wyborną, przypomniał go sobie bez trudności. Gdyby nie okoliczności postronne, nie był to wcale niebezpieczny przeciwnik; Pifke bystrym swym zmysłem rozpoznał w nim charakter miękki, który musiał być zawsze pod czyimś wpływem.
Wpływ kobiecy Pifke pomijał, kobieta mogła być według niego pobudką ale nigdy kierującą sprężyną; dla narzeczonéj prawdopodobnie Edmund usiłował wygrać sprawę, ale gdyby kto inny, mający nad nim przewagę moralną, dowiódł mu, iż korzystniéj byłoby zakończyć rzecz polubownie, Edmund zgodziłby się na to.
Przewagę tę powinien nad nim mieć doktor, do doktora więc udać się należało.
Przez nagłą chorobę Pifke zawiązał z nim stosunki i gotów był przywtórzyć, że niema tego złego, któreby na dobre nie wyszło: postanowił więc użyć doktora jako pośrednika i zjednać sobie jakim bądź kosztem. Kazał prosić go do siebie, jak to czynił ile razy chciał dla zdrowia zasięgnąć rady, a nawet dla upozorowania wymyślił naprędce, jakąś dolegliwość.
Kiedy Krzesławski nadszedł, Pifke siedział w swoim gabinecie przed biurkiem. Wstając odwrócił się od okna a doktora posadził w pełném świetle, aby mógł obserwować wyraz jego twarzy; sam pozostał w półcieniu.
Konsultacya lekarska zakończyła się szybko, wówczas Pifke zapytał:
— Czy wiesz pan, panie doktorze, jaką wytoczono mi sprawę?
Mówiąc to wpatrywał się pilnie w swego gościa.
— W cudze sprawy nie mieszam się nigdy — odparł zwolna doktor — ale o téj słyszałem.
— Mówiono mi, że pan, panie doktorze, do niéj dostarczyłeś jakichś dokumentów, dla mnie niby szkodliwych; nie chciałem temu wierzyć.
— Czemu? Wszak tu chodziło o pokrzywdzoną rodzinę, której dopomódz pragnę.
Takiéj otwartéj odpowiedzi Pifke się nie spodziewał.
— Jakto? — zawołał — pan, pan, dla którego miałem tyle przyjaźni, wdzięczności, uznania, pan jesteś moim nieprzyjacielem?
— Nie chodzi tu o nieprzyjaźń, tylko o sprawiedliwość.
Strona:PL Morzkowska Wśród kąkolu.djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.