mu się tutay. Na co Arystarch znowu rzekł: Anaxibios już więcey nie iest teraz dowodzcą floty, ja zaś iestem tu[1] namiestnikiem; kogo tylko z was pochwycę, zaraz w morzu utopić go każę. Po tych słowach udał się do miasta. 14. Nazajutrz zwołał Wodzów i setnikow woyska. Gdy już ci byli blisko muru, doniosł ktoś Xenofontowi, iż jak tylkoby wszedł do miasta, miał być schwytanym i ukaranym albo Farnabazosowi wydanym. Słysząc to Xenofon posłał drugich przodkiem[2], mówiąc, że sam postanowił względem czegoś ofiary sprawować. 15. I odszedłszy sprawował ofiary, radząc się Bogów czyli dopuszczą prowadzić woysko do Seytesa; widział bowiem, iż niebezpiecznie było przeprawić się, gdyż temu przeszkadzaiący posiadał troywiosłowki, ani się też chciał do Chersonezu udać, żeby tam niebył zamknięty a woyskoby było narażone na wielki niedostatek wszystkiego; tam zaś potrzeba będzie nietylko być posłusznym namiestnikowi mieyscowemu, ale i woysko nie miało mieć nawet żywności.
16. Tenci się koło takich rzeczy zatrudniał; wodzowie zaś i setnicy przyszedłszy od Arystarcha donosili, iż im tą razą kazał odeyść, ale że mieli na wieczór przyyść, co ieszcze jawniey zdawało się okazywać, iż w tym była zdrada. 17. Xenofon tedy odebrawszy wieszczby pomyślne tak sobie samemu jak i woysku, jeśli się uda do Seytesa, przybrawszy sobie setnika Polikratesa Ateńczyka i od każdego Wodza, wyjąwszy Neona, po jednym żołnierzu, któremu każdy ufał udaie się w nocy prosto do obozu Seytesa na