Strona:PL Myśli Stanisław Witkiewicz 033.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.
XXV

Spotkałem autora tragedji, który prosił, żeby przyjść do niego; więc skwapliwie udałem się na Krowoderską. Powiedziałem mu mniej więcej tak: «Z ludźmi silnymi mówię, nie oszczędzając ich. Otóż z poezją pana nietylko jestem w zgodzie, ale zachwycam się nią, lecz malarstwo pana nie jest w żadnym stosunku do tej obrazowości, tego bogactwa malowniczego, jakie pan roztacza w Teatrze, w opisach scenerji; jest ubogie, ograniczone, bez światła i barwy; tłumaczę to tem, że jest to sztuka za ciasna, przypadkowo z panem związana». On: «Bo widzi pan, ja w Teatrze mam odrazu całość wrażenia, a w obrazie musiałbym po kawałku robić». Ja: «Więc malarstwo pana nie obchodzi. Potwierdza pan to, co sądziłem o panu i napisałem do ,Pologne contemporaineʻ» On uśmiecha się potakująco. Wogóle mówi mało. Blady, schorowany, jakby był zamęczony. Bardzo pociągający, nic w nim niema z tych zaokrąglonych form ludzi, którzy w życiu biorą najmarniejszą rzecz: powodzenie i używanie. Długo jeszcze mówiłem z nim o tej polskości jego poezji