od pól opłotkami, żeby ludzi nie spotykać. Z naszej zagrody wybiegły psy i szczekały na nas. Wołałam na nich, ale psy jeszcze więcej ujadały. Rozpłakałam się z wielkiej żałości. Zapomniałam; głupia kobieta, że to już piętnaście lat minęło, jak wyszłam z domu i że to nie są już te psy, które sama kiedyś karmiłam. W ogrodzie było dużo nowych drzewek, płot był naprawiony, na stodole była nowa strzecha, ale w gruszę, pod którą z Jerzym siadywałam, uderzył piorun, poseł Boży; miała złamany wierzchołek. Przy chałupie sąsiedniej nie zmieniło się nic; przejął ją ojciec od nieboszczki Nowotnej wzamian za dożywocie. Nowotna to była ta sama, co robiła gunie, a mój nieboszczyk był jej synem. Przy chałupce był nieduży ogródek, a w nim nieboszczka miewała zawsze zagonek pietruszki, cebuli, kilka krzaczków kędzierzawego balsamu, szałwji i takich roślin, których bywa potrzeba w gospodarstwie domowem, a ona była taką samą miłośnicą ziół, jak ja. Jerzy uplótł jej płot z wikliny dokoła tego ogródka. Z pewnością był to jeszcze ten sam płot, ale ogródek był trawą zarosły, tylko trochę cebuli w nim rosło. Z budy wylazł stary pies napoły oślepły. — Kudłaczku, znasz mnie? — pytam go, a on zaczął mi się łasić do nóg. Zdawało mi się, że mi serce pęknie z jakiegoś dziwnego żalu, że mnie to nieme stworzenie poznało i witało. Dzieci spoglądały na mnie, biedactwa, nie rozumiejąc, dlaczego ja płaczę, bo im nie powiedziałam, że wracam do ich babki. Myślałam sobie, że gdyby mieli na mnie krzywo patrzeć moi domownicy, to lepiej, żeby dzieci o tem nie wiedziały. Kacperek, najstarszy, powiada do mnie: „Dlaczego płaczesz, mamo? Myślisz, że nas tu nie przyjmą na nocleg? Usiądź i odpocznij. My poczekamy na ciebie, a potem ja będę niósł tobołek. Nie jesteśmy głodne.“ Joasia i Tereska potwierdziły, że nie są głodne, a były, bo szliśmy przez parę godzin lasem i nigdzie po drodze nie było zagrody.
„Nie, moje dzieci,“ powiadam, „tutaj w tym domku urodził się wasz ojciec, a w tym obok wasza matka, tutaj mieszkają wasi dziadkowie. Pomódlmy się Bogu w podzięce, że nas szczęśliwie doprowadził aż tutaj, i prośmy go, abyśmy tu doznali ojcowskiego
Strona:PL Němcová Babunia.djvu/106
Ta strona została skorygowana.