— Zgadłaś, babuniu, bo na powłoczkach moich poduszek są duże róże! — woła Krysia z uśmiechem.
— Ty figlarko, udajesz, że nie rozumiesz, ale czy tak, czy owak, byle było dobrze. Prawda, Krysiu?
— Prawda, prawda, babuniu — zgadzała się Krysia, ale domyśliwszy się znaczenia słów babuni, trochę się zmieszała.
— Co też niesiesz?
— Niosę coś na wiązanie dla Janka. Tak mu się zawsze podobały nasze gołębie murzyny, więc niosę mu parę młodych, żeby je sobie chował.
— Ale, ale, poco sobie robić szkodę; przecie ten chłopak nawet sobie na to nie zasłużył — mówiła babunia.
— Chętnie się dało, babuniu. Ja dzieci bardzo lubię, a wiem, że z takich rzeczy bardzo się radują, więc im tej radości życzmy. Ale byłabym zapomniała powiedzieć babuni, co się u nas stało onedajszej nocy.
— Wczoraj było u nas jak na jarmarku, nie można było ani na chwilę przystanąć, żeby porozmawiać, więc nic nie słyszałam, co się stało. Tyle tylko, żeś mi chciała powiedzieć coś o tym Włochu. Opowiadaj więc, ale krótko i węzłowato, bo wypatruję naszych, którzy lada chwila wrócą z kościoła, a potem zaraz przyjdą goście — zachęcała babunia Krysię do pośpiechu.
— Więc niech sobie babunia wyobrazi, że ten Włoch, ten powsinoga, przychodził do nas co wieczór na piwo; zresztą to nic, bo gospoda jest dla każdego. Ale ten, to nie taki porządny człowiek, żeby usiadł przy stole i siedział, tylko włóczy się za mną po całem podwórzu, nawet do obory za mną wszedł. Jednem słowem, że gdzie się ruszyłam, tam on za mną. Mój ojciec dobry człowiek i nie lubi sobie zrażać gości, osobliwie tych z zamku, ale mu się to nie podobało. Nic nie powiedział, tylko wszystko pozostawił mnie, żebym się z nim sama rozprawiła. Ja temu Włochowi parę razy powiedziałam, żeby sobie poszedł, że na niego patrzeć nie mogę, a ten swoje, chociaż dobrze wiem, że po naszemu rozumie, tylko
Strona:PL Němcová Babunia.djvu/141
Ta strona została skorygowana.