że mówić nie umie. Wciąż wkółko to jedno: „Ladna panienka ja lubić.“ Ręce przede mną składał jak do modlitwy, nawet ukląkł.
— A to gruba skóra!
— Tacy już ludzie, babuniu. Jak mają czas, to gadają i gadają, aż uszy puchną. Juścić głupi byłby ten, coby im wszystko wierzył, bo wiadomo, wiatr wieje, pies szczeka. Ale ten Włoch dokuczył mi już na dobre. Onegdaj byłam na łące, grabiłam siano, a tu jakoś się przypatoczył Kuba — (babunia musiała się uśmiechnąć z tego przypatoczenia) — rozmawialiśmy o tem i owem, więc mu także powiedziałam, jaki krzyż Pański mam z tym Włochem. — No, już się postaram, żeby przestał ci się naprzykrzać — powiada Kuba. „Tylko żebyś ojca nie pogniewał“, mówię, bo znam żernowskich chłopaków i wiem, że z nimi nie przelewki. A wieczorem mój Włoch przychodzi sobie znowu, a niedługo za nim idą chłopaki. Czterech ich było: Kuba i jego towarzysze, a wśród nich jego najlepszy przyjaciel, Tomesz. Zna babunia Tomesza? Wesoły chłopak i będzie się żenił z Andzią Cichankówną. Cieszyłam się, że chłopcy przyszli, jakby mnie kto na sto koni wsadził. Śpieszę do nich, podaję im piwo i do każdego przepijam. Włoch się boczy, że to do niego nigdy nie przepiję; bo i jakże? Taki może człowiekowi jeszcze czego podsypać. Chłopcy usiedli przy stole i zaczęli grać w karty, ale tylko na oko, a przytem bezustannie pokpiwają sobie z tego Włocha. Młody Witek powiada: „Patrzcie, chłopcy, tak wygląda, jak sowa w makaronie!“ A Tomesz na to: „Wciąż na niego patrzę, kiedy sobie ze złości nos odgryzie. Dużo fatygi toby nie miał, bo nos mu sięga aż za brodę.“ I tak to szło dalej. Włoch wymienił po kolei wszystkie kolory, ale ani słowa nie pisnął. Wreszcie wstał, rzucił na stół pieniądze, zostawił piwo nietknięte i bez pożegnania wyszedł. Zrobiłam za nim krzyżyk, ale chłopcy mówili. „Gdyby nas był mógł przebić spojrzeniem, to już byłoby po nas.“ Gdy wyszedł, zabrałam się do roboty, bo od czasu jak matka niedomaga, całe gospodarstwo na mojej głowie. Chłopcy także poszli. Było może już po dziesiątej, kiedy poszłam do swojej komory spać. Zaczynam się rozbierać, a tu puk-puk-puk! Myślę sobie, że pewno
Strona:PL Němcová Babunia.djvu/142
Ta strona została skorygowana.