— Już nieraz mówiłem ozwał się strzelec — że źle się dzieje pani księżnej, iż ją całe jej otoczenie okłamuje. — Rzekłszy to, zabrał się z panem Proszkiem i młynarzem zpowrotem do pokoju.
Ku wieczorowi przyszedł dawny kataryniarz z katarynką, a dzieci, jak tylko usłyszały muzykę, puściły się z Bietką, Krysią i Urszulą w tan. Nawet szampańskiego nie brakło, bo pani księżna posłała gospodarzowi parę butelek, żeby wypił z gośćmi za jej zdrowie. Nie zapomniano o nikim, nawet Wikcie. Gdy zapadł zmierzch, babunia zaniosła na omszony pień przy upuście obfity gościniec.
Nazajutrz rano skarżyła się pani matka młynarka babuni, że pan ojciec za dużo gadał i że po drodze do domu zataczał się trochę, ale babunia uśmiechnęła się i odrzekła: — E, pani matko, przecież to raz do roku! A niema takiej kapliczki, żeby w niej choć raz na rok nie było kazania.