Na żernowskie wzgórze wspina się pięć pątniczek: babunia, pani młynarka, Krysia, Marynia i Basia. Pierwsze dwie mają białe chusty na sobie, osłaniające ramiona i głowy; nad czołami wystają skraje tych chustek jak strzeszki. Dziewczęta mają na głowach okrągłe kapelusze. Marynia i Basia podkasały sobie sukienki jak Krysia i starsze niewiasty, a na plecach niosą tobołki z pożywieniem.
— Zdaje mi się, że słyszę śpiewanie — rzekła Krysia, gdy weszły na wierzchołek wzgórza.
— I mnie się tak zdaje — ozwały się dziewczęta razem. — Chodźmy szybko, babuniu, żeby nam kompanja nie uciekła — przynaglały babunię i chciały się puścić biegiem.
— Ach, wy niemądre, kiedy przewodnik o nas wie, to nie pójdzie bez nas — powstrzymała je babunia, a dziewczęta uspokojone, szły dalej bez obawy.
Na wzgórzu pasł owczarz owce i zdaleka witał pątniczki.
— Czy aby nie zmokniemy, Jozo? — pytała pani matka.
— Nic się nie bójcie, do pojutrza pogoda wytrzyma. Zmówcie paciorek i za mnie! Szczęśliwej drogi!
— Bóg zapłać! Pomodlimy się i za ciebie!
— Jakże ten Joza może wiedzieć, kiedy będzie pogoda, a kiedy deszcz? — pyta Basia.
— Jak ma padać deszcz, to robaczki wyłażą z pod ziemi i robią takie małe kopczyki. Czarne salamandry wyglądają z dziur, ale jaszczurka się chowa i pająk także, a jaskółki latają nad samą ziemią. Owczarze są przez cały Boży dzień na dworze, a ponieważ nie mają nic innego do roboty, więc przyglądają się zwierzętom, jak one żyją
Strona:PL Němcová Babunia.djvu/151
Ta strona została skorygowana.
X.