z wielką uciechą: — Milutkie legowisko! Jakby się człek w śniegu zapadał.
Krysia z Andzią były u pewnej wdowy, chałupnicy; sypiały w sianie na strychu, gdzie im gospodyni przygotowywała wygodne posłanie. Ale te dziewczęta byłyby dobrze spały nawet na kamieniu. Tej nocy nawet nie zostały na strychu, ale zeszły na dół i poszły do ogrodu.
— Czy tu tysiąc kroć nie lepiej, niż na górze? Cały ogród jest naszą komorą, gwiazdeczki świecami, a zielona trawa nasze łóżko — pośpiewywała sobie Krysia owijając się suknią i kładąc się pod drzewem.
— Tam będziemy dobrze spali, moje ty serduszko — odpowiadała jej Andzia, kładąc się obok niej. — Ale słuchaj tylko: stara Fouskowa chrapie jak tartak — śmiała się wesoło.
— Dobrze się będzie spało koło takiej piły. Co ty myślisz, Andziu, przyjdą jutro, czy nie przyjdą? — pytała Krysia, zwracając się ku swojej przyjaciółce.
— Dlaczego nie mieliby przyjść? — odparła Andzia z wielką pewnością siebie. — Tomesz przyleci jak na koniu, a że Kuba miałby nie przyjść, to nawet do wiary niepodobne. Przecież cię bardzo kocha.
— Kto tam wie! Jeszcześmy z sobą o tem nie rozmawiali.
— Naco rozmawiać, kiedy i bez rozmawiania widać wszystko. Nawet sobie nie mogę przypomnieć, aby mi mój Tomesz był kiedy powiedział, że mnie kocha, a kochamy się mocno i niedługo będzie nasze wesele.
— A kiedy będzie napewno wasze wesele?
— Ojciec chce nam odstąpić gospodarkę i wyprowadzić się do chałupy, którą sobie buduje. Jak chałupa będzie dobudowana, to będzie nasze wesele. Pewno na świętą Katarzynę. Byłoby bardzo ładnie, gdybyśmy miały wesele tego samego dnia.
— E, daj spokój! Mówisz tak, jakbym już była po słowie. A tymczasem jeszcze wszystko bardzo daleko.
Strona:PL Němcová Babunia.djvu/157
Ta strona została skorygowana.