kompanji. Niebawem przewodnik wziął w rękę długą swoją laskę, chłopiec podniósł krzyż i pątnicy z pieśnią na ustach ruszyli ku domowi. Na rozdrożu niedaleko Żernowa wyczekiwali ich domownicy; gdy dzieci zasłyszały śpiew i zdaleka ujrzały powiewającą chorągiew, biegiem puściły się na spotkanie matkom i babkom, nie mogąc się doczekać upragnionego gościńca odpustowego. Zanim kompanja dotarła do wsi, chłopcy trąbili na nowych trąbkach, gwizdali na piszczałkach, ujeżdżali drewniane koniki, a dziewczynki piastowały laleczki, niosły koszyczki, obrazki i serduszka marcepanowe. Po odmówieniu pacierzy w kapliczce, wieniec z wstęgą zawiesili na ołtarzu, a potem porozchodzili się wszyscy po domach.
Gdy przy pożegnaniu Krysia podawała Andzi rękę, ta spojrzała na srebrny pierścionek na jej palcu, uśmiechnęła się i rzekła: — To nie jest ten sam, coś kupiła.
Krysia się zlekka zaczerwieniła, ale zanim zdążyła coś odpowiedzieć, pośpieszył Kuba z odpowiedzią: — Ona mi dała serce, a ja jej rękę.
— Bardzo ładna zamiana. Szczęść wam Boże! — rzekła Andzia.
Koło posągu pod lipami, niedaleko młyna, siedziała rodzina Proszków i pan młynarz. Co chwila spoglądali na żernowskie wzgórze, wypatrując kompanji. Właśnie gdy słońce rzucało na wzgórze ostatnie swoje promienie, ozłacając rozłożyste korony dębów i smukłych jesionów, śród zielonych zarośli zamigotały białe chusty kobiet. — Idą! Idą! — wołały dzieci, które od wzgórza oczu nie odrywały, i wszystko troje pobiegły ku kładce, prowadzącej przez strugę na zbocze. Proszkowie z panem ojcem, który kręcił w palcach tabakierkę i mrużył oczy, ruszyli na spotkanie babuni i pani młynarce. Dzieci obcałowywały babunię i obskakiwały ją, jakby jej przez cały rok nie widziały. Basia chwaliła się rodzicom, że ją ani troszkę nogi nie bolały. Babunia pytała dzieci, czy o niej wspominały, a pani młynarka pytała męża, czy jest co nowego.
— Tyle nowego, że ogolili gołego! Okropne rzeczy, pani matko — odpowiedział pan młynarz z miną ogromnie poważną.
Strona:PL Němcová Babunia.djvu/163
Ta strona została skorygowana.