Pani księżna wyjechała, wyjechała też hrabianka, a z niemi i pan Proszek; świegotliwe jaskółki odleciały także z pod strzech. W Starym Bielniku przez parę dni było jak po wielkim pożarze: matka popłakiwała, a dzieci, widząc ją płaczącą, płakały także.
— No, Teresko, nie płacz — mawiała babunia. — Na co się zdało płakanie! Wiedziałaś przecie, co cię czeka, kiedyś za niego wychodziła, więc musisz cierpliwie znosić zmiany życia. A wy, dzieci, sza! Módlcie się za tatusia, żeby był zdrów, a na wiosnę, da Bóg, wróci znowu do nas.
— Jak przylecą jaskółki, prawda babunia? — pytała Adelka.
— Tak, moje dziecko — przyświadczyła babunia i Adelka otarła oczy.
Ale i w okolicy Starego Bielnika zaczynało być smutno i cicho. Las się przejaśniał; gdy Wikta przybywała z lasu do wsi, zdaleka było ją widać. Wzgórze pożółkło, a wiatr pędził przed sobą uschłe liście Bóg wie dokąd. Owoce były już pozbierane i poukładane w komorach. W ogródku kwitły tylko astry, nagiętki i nieśmiertelniki, na łące za upustem różowił się zimokwit, a po nocach uganiały się tam świetlaki. Gdy babunia wychodziła z dziećmi na przechadzkę, to chłopcy nigdy nie zapominali o latawcach, które na wzgórzu puszczali. Adelka biegała razem z chłopcami, chwytając na gałązkę nici babiego lata, polatujące po powietrzu, Basia zbierała dla babuni po zboczu jagody kaliny i głogu, używane na lekarstwo, albo strącała jarzębinę i robiła z niej dla Adelki korale na szyję i na ręce. Babunia lubiła siadywać z dziećmi na wzgórzu nad zamkiem; stamtąd widać było dolinę z jej zielonemi łąkami,
Strona:PL Němcová Babunia.djvu/165
Ta strona została skorygowana.
XI.